Europarlament przegłosował w środę termin definitywnego końca produkcji aut z silnikami spalinowymi – przyjął projekt Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI) o ograniczeniu emisji o 100 proc. w 2035 r. Część europosłów chciała zostawić dla tradycyjnych napędów furtkę poprzez ograniczenie emisji w 2035 r. do 90 proc., ale ta propozycja nie przeszła.
28 czerwca stanowisko ma jeszcze przedstawić Rada UE, czyli ministrowie państw członkowskich. Jednak bez względu na wynik ich głosowania nie będzie już możliwe wyhamowanie zmian w globalnej motoryzacji, mocno ukierunkowanej na elektromobilność.
Koncerny motoryzacyjne wydały już dziesiątki miliardów euro na zmiany w produkcji. Firma ubezpieczeniowa Allianz Trade w raporcie opublikowanym w środę podała, że jeśli w poprzednich latach nakłady na samochody elektryczne i infrastrukturę ładowania stanowiły niewielki ułamek wydatków na transformację energetyczną, to w 2021 r. wzrosły o ponad 75 proc. A w niektórych krajach, jak Niemcy i Wielka Brytania, inwestycje w zelektryfikowany transport stanowiły ponad połowę inwestycji w transformację energetyczną.
W polskim przemyśle motoryzacyjnym nastawionym na produkcję komponentów dla samochodów spalinowych konieczność przestawienia się na prąd budzi spore obawy, zwłaszcza o miejsca pracy. Zagrożona może być jedna trzecia producentów, szczególnie wytwarzających podzespoły, których nie ma w samochodzie elektrycznym.
Możemy stracić także wysoko ocenianą przez zagranicznych inwestorów specjalizację, jaką jest produkcja silników spalinowych, których ubiegłoroczny eksport wart był 4,2 mld euro. Zyskamy natomiast na produkcji baterii do e-aut, których eksport (6,6 mld euro) wart jest już więcej niż eksport aut osobowych.