Polska stała się w naszym regionie Europy prawdziwym magnesem na informatyków oraz innowatorów. Osiągnięciu tej pozycji sprzyja trudna sytuacja geopolityczna. Nad Wisłę, uciekając m.in. przed reżimem Łukaszenki czy wojną w Ukrainie, napływa fala specjalistów IT i start-upów ze Wschodu. Jak się dowiedzieliśmy, od września ub.r. – w ramach programu Poland.Business Harbour (PBH), do naszego kraju ściągnięto niemal 31 tys. takich fachowców, z czego ponad dwie trzecie (21,5 tys.) trafiło tu w ciągu ostatnich czterech miesięcy.
Eksperci w Polsce nie ukrywają, że masowy napływ to dla rodzimego sektora IT szansa, bo obecnie zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników jest ogromne i rośnie z roku na rok.
W poszukiwaniu pracy
PBH początkowo powstał jako magnes m.in. dla programistów uciekających po sfałszowanych wyborach prezydenckich w tym kraju. Potem program rozszerzono o Ukraińców i przedstawicieli innych państw zza wschodniej granicy. Polska Agencja Inwestycji i Handlu, która pomaga w relokacji i w uzyskaniu wiz, wskazuje, że aż 91 proc. wydanych rekomendacji wizowych dotyczyło Białorusinów. 5 proc. stanowili obywatele Rosji (Kreml zmaga się od początku inwazji z potężnym odpływem programistów – z kraju miało uciec nawet ponad 100 tys. wykwalifikowanych pracowników), a 3 proc. – Ukrainy. Specjalistów z tego ostatniego kraju jest stosunkowo niewielu. PAIH od wybuchu wojny tylko co setną rekomendację wizową wydał na rzecz obywatela tego kraju.
Według Marii Majcherek z departamentu partnerstwa i komunikacji PAIH mniejszy udział Ukraińców w PBH wynika m.in. z efektów specustawy, która udziela osobom przybyłym do Polski po 24 lutego prawo pobytu oraz udziału w rynku pracy na 18 miesięcy. Ale nie tylko. – To także konsekwencja prawa ukraińskiego, które uniemożliwia opuszczenie kraju mężczyznom w wieku 18–60 lat – tłumaczy.