Nie milkną echa założeń nowej ustawy o jawności życia publicznego. Wprowadza ona wiele ograniczeń. Rozszerza m.in. katalog osób, uznanych za pełniące funkcje publiczne. Będą to członkowie zarządów tzw. spółek zobowiązanych, czyli takich, w których Skarb Państwa (SP) lub jednostki samorządu mają co najmniej 20 proc. udziałów lub akcji.
Pułapek przybywa
– Projekt ustawy jest bardzo niepokojący i uderza najmocniej w tych, którzy napędzają gospodarkę, przedsiębiorców, którzy tworzą firmy i rozwijają je, reinwestując pieniądze, mimo iż otoczenie prawne nie jest sprzyjające dla biznesu – ocenia Zbigniew Jakubas, przedsiębiorca i akcjonariusz takich spółek jak Newag czy Mennica. Dodaje, że projekt ustawy nakłada tak wiele ograniczeń i zastawia tak wiele „pułapek", że prowadzenie biznesu w Polsce staje się coraz trudniejsze. – Nie zdziwi mnie, że jeśli wkrótce ludzie się obudzą i stwierdzą, że nie chcą płynąć pod prąd, walcząc z fiskusem, sądami i urzędnikami. Premier deklaruje, że będzie pomagał przedsiębiorcom, ale zapowiadane przepisy wręcz temu przeczą. Takie rozwiązania mogą skutecznie zniechęcić do współpracy z państwowymi partnerami.
Mamy już ustawę o zarządzaniu mieniem państwowym, ustawa o zasadach kształtowania wynagrodzeń osób kierujących niektórymi spółkami, a teraz dochodzi ustawa o jawności życia publicznego.
– W każdej z nich po trochu regulowane są lub mają być zagadnienia z zakresu polityki właścicielskiej wobec zarządzających, a do tego dochodzą jeszcze inne ustawy. To już jest zastawianie pułapek na adresatów norm prawnych i prawników, czy i gdzie coś z zakresu aktywności zawodowej menedżerów i ich małżonków może być uregulowane – komentuje prof. Michał Romanowski, adwokat z kancelarii Romanowski i Wspólnicy.
Eksperci podkreślają, że 20-proc. próg nie daje żadnych praw w zakresie decydującego wpływu na powołanie lub odwołanie zarządu. Nie pozwala blokować zmian w statucie/umowie spółki. Nie pozwala też zablokować wykonania prawa poboru nowych udziałów, a więc nie chroni przed rozwodnieniem.