– Pierwsze obserwacje bazujące na zapytaniach kierowanych do BIK w związku z wnioskowaniem do banku o kredyt mieszkaniowy wskazują, że w tygodniu od 15 do 21 marca, zapytań o hipoteki było o 20 proc. mniej niż rok temu – mówi prof. Waldemar Rogowski, główny analityk Biura Informacji Kredytowej.
Różnica jest ogromna w porównaniu z popytem na hipoteki z poprzednich miesięcy, gdy wnioskowano o kwoty o 20–25 proc. większe niż rok wcześniej (ze względu na rosnącą średnią wartość kredytu, ale i większą liczbę wniosków). Finalne dane o wnioskach kredytowych za marzec poznamy na początku kwietnia. Może się okazać, że faktyczna sprzedaż będzie jeszcze niższa niż odczyt popytu.
Duże znaczenie będą miały czynniki popytowe, wpływające na kształtowanie cen. Nieruchomości zwykle sprzedawane są osobiście. Ograniczy to zakupy. Drugim czynnikiem jest dostępność finasowania zakupu kredytem, choć należy pamiętać, że obecnie tylko ok. 40 proc. nieruchomości nabywanych jest przy wsparciu kredytem mieszkaniowym.
– Można przypuszczać, że banki przejdą na konserwatywną politykę kredytową, czego symptomy zauważalne były już przed pandemią. Spowoduje to spadek dostępności kredytów mieszkaniowych poprzez wyższy wymagany scoring kredytobiorców, niższy akceptowalny wskaźnik DtI (kosztów obsługi zadłużenia do dochodów) oraz LtV (wysokość długu do wartości nieruchmości). Dochodzi też czynnik psychologiczny. Przy niepewności, w której nasze dochody mogą być zagrożone, trudno podejmować długoterminowe decyzje. Zawirowania z powodu koronawirusa sprzyjają raczej oszczędzaniu niż inwestowaniu – mówi prof. Rogowski. Te czynniki ograniczą popyt i negatywnie wpłyną na ceny mieszkań.
Prognoza BIK z początku roku, zakładająca wzrost sprzedaży wartości hipotek o ponad 10 proc., jest więc zagrożona. Ankietowane przez nas banki, takie jak Pekao czy mBank, obserwują – w związku z większą niepewnością dotyczącą przyszłych dochodów klientów – zmniejszenie popytu na kredyty hipoteczne. Pogorszyć może się też ich dostępność. Wprawdzie RPP obniżyła w połowie marca stopy procentowe, co pozytywnie wpływa na zdolność kredytową, ale biorąc pod uwagę rosnącą niepewność dotyczącą zatrudnienia i dochodów gospodarstw domowych, banki mogą żądać większych marż mających pokryć zwiększone ryzyko kredytowe. Alior i BNP Paribas zapewniają, że nie podnoszą marż ani wymaganego minimalnego wkładu własnego. To drugie zrobił PKO BP, podnosząc wymóg do 20 proc.