Miesiąc temu ostrzegał pan, że USA grozi „gospodarczy huragan”. Wtedy nie był to powszechny punkt widzenia, nawet główny ekonomista JPMorgan nie podzielał pańskich obaw. Jak oceniał, amerykańską gospodarkę czeka łagodne spowolnienie. Inwestorzy chyba jednak wzięli pańską stronę. W pierwszej połowie br. akcje na Wall Street potaniały najbardziej od 1962 r., a obligacje skarbowe USA najbardziej od 1788 r. Czyżby podwyżki stóp procentowych były tak zabójcze dla największej gospodarki świata?
Na rynku finansowym huragan faktycznie jest realną możliwością. Gospodarka jest w dobrej kondycji, ale na horyzoncie dostrzegam ciemne chmury. To rosnące stopy procentowe, ilościowe zacieśnianie polityki pieniężnej, wojna w Ukrainie, kryzys naftowy. Obawiam się, że te chmury to może być huragan. Oczywiście, tak być nie musi i mam nadzieję, że tak nie będzie. Ale trzeba się z tym liczyć i być na to przygotowanym.
Czyli to nie jest tak, że w gospodarce USA już teraz widać oznaki recesji?
Nie mam wątpliwości, że gospodarka traci impet, gwałtownie pogorszyły się nie tylko nastroje inwestorów, ale też konsumentów. Ryzyko recesji rośnie, choć jeśli do niej dojdzie, to prawdopodobnie w roku 2023, a nie w tym.
Panika na rynkach finansowych to m.in. pokłosie tego, że przedstawiciele Fedu zdają się być zdeterminowani, aby stłumić inflację bez względu na koszty. W przeszłości jednak Fed często łagodniał pod wpływem przeceny akcji i innych aktywów finansowych. Czy tym razem tak nie będzie?