W sierpniu i lipcu liczba wniosków o kredyty mieszkaniowe, składane do banków przez klientów, była nieco niższa niż w poprzednich miesiącach i wyniosła odpowiednio 43,1 tys. i 41,9 tys. To już wyraźnie mniej niż niemal rekordowe 56 tys. z marca i około 50 tys. w kwietniu oraz po ponad 47 tys. w czerwcu, maju i lutym.
Nieco mniejsza liczba wniosków może częściowo wynikać z wakacji i zaspokojenia części popytu podczas wiosennego boomu. Liczba wniosków z lipca i sierpnia wciąż jest dużo wyższa nie tylko w 2020 r., co jest naturalne biorąc pod uwagę pandemię, ale także względem 2019 r. Było ich więcej odpowiednio o 19 proc. i 11 proc.
- Głównym powodem obserwowanych zmian wydaje się realizacja odroczonego popytu na mieszkania. Chodzi o to, że jeszcze w 2020 roku znacznie trudniej było o kredyt. Bardzo wyraźnie zmieniło się to na początku 2021 roku wraz z obniżeniem wymagań odnośnie wkładu własnego w dwóch największych bankach. To dlatego spora część z osób, które nie mogły kupić mieszkania w ubiegłym roku, w tym roku postanowiły to zrobić – komentuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Oprócz tego na sytuację na rynku hipotek wpływają inne zjawiska. - Na przykład dobre dane z rynku pracy powinny sprzyjać popytowi na hipoteki. W tym kierunku działają szybko rosnące pensje. Najnowsze dane GUS pokazują, że w sierpniu przeciętne wynagrodzenie wzrosło aż o 9,5 proc. Gorzej jest z danymi o zatrudnieniu. Co prawda sytuacja jest wyraźnie lepsza niż przed rokiem, ale trochę gorsza niż przed miesiącem – dodaje Turek.
W przeciwnym kierunku na popyt na hipoteki działają niedawne zmiany zaproponowane przez KNF. Przypomnijmy, że w lipcu weszła w życie nowelizacja rekomendacji S, która spowodowała, że banki mają „namawiać” klientów do zaciągania kredytów na nie dłużej niż 25 lat. To „namawianie” ma mieć całkiem wymierny kształt – jeśli ktoś będzie chciał się zadłużyć na dłużej niż 25 lat, to zdolność kredytowa liczona jest tak, jakby kredyt był zaciągany na lat 25. To wyraźnie ogranicza możliwość zadłużania się dla osób, które balansowały na granicy zdolności kredytowej. W wyniku nowelizacji rekomendacji zdolność kredytowa osób myślących dotychczas o 30-letnim długu spadła o około 5 proc. Nie jest to zmiana diametralna, ale bez wątpienia zauważalna. Spadek zdolności kredytowej jest oczywiście tym większy im na dłużej pierwotnie ktoś chciał się zadłużyć (np. 35 lat, a nie dziś rekomendowane 25 lat).