Według prognoz analityków PKO BP wypracuje 4,6 mld zł zysku netto w tym i 4,8 mld zł w przyszłym roku. W latach 2010–2012, gdy stopa referencyjna sięgnęła nawet 4,75 proc., PKO BP osiągał około 3,8 mld zł zysku netto. ING BSK może w tym i przyszłym roku osiągnąć odpowiednio 1,7 mld zł i 2 mld zł zysku netto, czyli wskoczyć na trzecie miejsce w sektorze pod tym względem. Bank ten niemal rok w rok zwiększa zyski od dwóch dekad, w latach 2010–2012 osiągał po około 0,8 mld zł zysku. Sporo zarobi także Pekao – w tym i przyszłym roku może to być odpowiednio 1,8 mld zł i 2,3 mld zł netto. To nie tak dużo jak dekadę temu, gdy przy wyższych stopach zysk sięgał około 2,9 mld zł, ale przyszłoroczny wynik będzie już na poziomie sprzed pandemii.
Jak to możliwe, że zyski tych banków są rekordowe lub podobne jak przed pandemią? Pierwszy wspólny mianownik to poradzenie sobie pod względem wpływu na finanse z problemem hipotek frankowych. W skrajnie innej sytuacji są m.in. Santander, mBank i Millennium, których dobre wyniki operacyjne są w tym i prawdopodobnie będą także w przyszłym roku obciążane sporymi rezerwami na franki. Duże zyski możliwe są głównie dzięki wzrostowi aktywów – przez dziesięć lat ING BSK zwiększył je aż o 210 proc., PKO BP o 140 proc., a Pekao o 80 proc. Rośnie też wynik z opłat i prowizji, a w 2020 r. banki zawiązały z nawiązką sporo rezerw na pandemię (które w tym roku mogą być rozwiązywane, co wesprze wyniki).
Jednak problemem, nawet banków z wysokimi nominalnymi zyskami, jest niska rentowność kapitału. Czy rentowność wróci do czasów sprzed pandemii? – Raczej będzie trudno. Chyba że banki pozbędą się kapitału przez wypłatę dywidendy. Wszystko zależy od wolumenów i stóp. Jeśli te nie będą rosły, to i przestrzeń do poprawy wyników będzie niewielka. W sektorze nieco zaostrza się walka cenowa, więc o dalszą poprawę marż będzie trudno – mówi Marcin Materna, analityk Millennium DM.