„Według pierwotnego zamysłu trucicieli opozycjonista powinien był umrzeć w samolocie. (...) Pozostał przy życiu tylko dzięki szeregowi szczęśliwych zbiegów okoliczności, takich jak szybka reakcja pilota samolotu, który wykonał przymusowe lądowanie, i lekarzom w Omsku, którzy natychmiast zaczęli podawać mu atropinę" – pisze niemiecki „Die Zeit", powołując się na anonimowe źródła.
Atropina podawana jest właśnie w przypadku zatrucia związkami fosforoorganicznymi, do których należy nowiczok. Według jednego z jego twórców Wila Mirzojana (obecnie mieszka w USA) ta broń chemiczna miała cztery rodzaje: trzy w stanie gazowym i jeden stałym. Nawalnego miano próbować otruć tym ostatnim. Użycie gazów (na przykład w sprayu) doprowadziłoby do zatrucia większej ilości osób.
Jednak „Die Zeit", powołując się na analizy przeprowadzone w monachijskim Instytucie Farmakologii i Toksykologii należącym do niemieckiej armii, twierdzi, że przeciw opozycjoniście użyto „nowego rodzaju broni chemicznej typu »nowiczok«, bardziej niebezpiecznego i śmiercionośnego".
To by jednak znaczyło, że w Rosji cały czas są prowadzone prace nad bronią chemiczną, a tego zabrania międzynarodowa konwencja z 1997 roku (którą Moskwa również podpisała).
– Powinny pojawić się (odpowiednie) symptomy. A ich nie ma. Mów, co chcesz, a symptomów nie ma. (...) Nie ma ofiary śmiertelnej – tłumaczył z kolei inny rosyjski chemik pracujący nad nowiczokiem, Leonid Rink. Ale on mieszka w Rosji.