Po zniesieniu przez rząd obostrzeń dotyczących imprez masowych wraca dyskusja na temat festiwalu gdyńskiego, wiadomo jednak, że nawet jeśli zapadnie decyzja pozytywna, będzie on bardzo okrojony i przeprowadzony w ogromnym reżimie sanitarnym. Jak mówi dyrektor Leszek Kopeć na wersję on-line większość producentów i twórców nie zgodziła się. Kina zaczynają ruszać, ale wiadomo już, że na razie otwierają się tylko małe placówki. Multipleksy czekają na atrakcyjny repertuar, a szef sieci Helios Tomasz Jagiełło przewiduje, że ich powrót do funkcjonowana na poziomie sprzed pandemii może potrwać nawet półtora roku.
To trudna sytuacja dla twórców, którzy w tym roku skończyli lub właśnie kończą swoje filmy. Polskie kino od kilku lat przeżywa świetny czas. Gdyby nie pandemia, obecny rok też byłby dla niego bardzo dobry. A tak, w „zamrażarce” tkwi sporo ważnych tytułów.
Rozliczenia z historią i współczesnością
Agnieszka Holland swojego „Szarlatana” zdążyła zaprezentować na pokazie specjalnym podczas festiwalu berlińskiego. Jego wejście do kin było planowane na wczesną jesień. To film o czeskim uzdrowicielu Janie Mikolasku, który działał od okresu międzywojennego aż do końca lat 50. Jest tu niejednoznaczny portret człowieka, ale też panorama XX wieku – jego choroby i reżimy. A wreszcie pytanie o stosunek do dyktatury jednostki wybitnej: gdzie kończy się bieg za własnymi ambicjami a zaczynają ustępstwa moralne i kolaboracja z władzą.
Pokazujący współczesną Polskę „Hejter” Jana Komasy zdążył wejść do kin w marcu na tydzień, potem musiał przenieść się do Internetu. Niósł niepokojącą diagnozę dzisiejszego społeczeństwa, refleksje na temat roli Internetu, mogącego stać się groźną bronią, także w rękach polityków. I wreszcie pytanie o genezę zła. Zwycięzca przeprowadzonego online festiwalu Tribeca cieszył się popularnością na vod, ale twórcy mieli nadzieję, że jeszcze spotka się on z kinową publicznością.