Chodzi o Andrzeja M., szefa rozbitej w zeszłym tygodniu grupy przestępczej, która wprowadziła na rynek 237 kg dopalaczy. M. usłyszał zarzuty i trafił do aresztu.
„Rzeczpospolita" ustaliła, że już wcześniej działał w dopalaczowej branży i został za to skazany. Tamten wyrok nie przeszkodził mu w rozkręceniu przestępczej działalności. Jak do tego doszło?
Jak ustaliliśmy, na przełomie 2010 i 2011 r. Andrzej M. przemycił z Ostrawy w Czechach do Warszawy 6 kg mefedronu – dopalacza, który wywołuje wiele groźnych dla zdrowia skutków. Wkrótce potem sprzedawał go w Warszawie i Krakowie. Jednocześnie handlował towarem kupionym już w kraju.
Prokuratura zarzuciła mu, że od kwietnia 2011 r. do lutego 2012 r. uczestniczył w obrocie znacznymi ilościami mefedronu (przy okazji okazało się, że przywłaszczył sobie trzy dowody osobiste).
Jesienią 2012 r. M. na trzy miesiące trafił do aresztu. Wyrok zapadł dopiero we wrześniu 2015 r.