Bolesław Samoliński: Potrzeba prawdy w ochronie zdrowia

Za chwilę rowery zamienimy na szybkie wózki inwalidzkie – mówi profesor Bolesław Samoliński, kandydat na rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Publikacja: 03.09.2024 04:30

Profesor Bolesław Samoliński, kandydat na rektora WUM

Profesor Bolesław Samoliński, kandydat na rektora WUM

Panie profesorze, kryzys w ochronie zdrowia to truizm. Czym się kierować, by go przezwyciężyć?

Prawdą. Należę do pokolenia, które z przyjemnością czytało Stefana Żeromskiego – bez konieczności uchwalania do tego ustawy patriotycznej – i czymś dla mnie zwykłym jest szacunek dla prawdy. Zaryzykuję tezę, że większość młodych ludzi z nurtem, którego częścią był Żeromski, kojarzy przede wszystkim pracę u podstaw. Nie pamiętam takiego momentu w mojej wieloletniej historii lekarskiej, w której ochrona zdrowia nie byłaby w kryzysie czy też chyliła się ku upadkowi. Zawsze tak było. A to znaczy, że potrzebujemy wprowadzania wielu małych zmian, krok po kroku. Potrzebujemy ewolucji, a nie rewolucji. Proszę zapytać dowolnej pielęgniarki czy pielęgniarza z naszego szpitala na Banacha. Większość ludzi tam pracujących chce przede wszystkim spokoju, przewidywalności i zatroszczenia się o ich codzienne wyzwania.

Był pan konsultantem krajowym w dziedzinie zdrowia publicznego. Czym się zajmuje zdrowie publiczne?

To dziedzina, która zajmuje się „wszystkim”. To meta-specjalizacja przyjmująca odpowiedzialność, by „wszystko” w ochronie zdrowia służyło najlepiej zdrowiu w długoterminowej perspektywie. Jej rangę podkreśla „własna” ustawa z 2015 r., która zmusza rządzących do wydatkowania środków, patrząc w przyszłość, a nie tylko łatając dziury. Natomiast moja osobista historia jest bardzo prosta. Zaczynałem jako lekarz wykonujący jedną z tradycyjnych specjalizacji – otolaryngologię, by następnie wejść w rewolucję naukową, w dyscypliny high-tech, takie jak alergologia i immunologia. A na koniec, jak wielu reformatorów borykających się z ograniczeniami, wróciłem do szkoły i zrobiłem specjalizację z zakresu zdrowia publicznego.

Czytaj więcej

Czy Warszawski Uniwersytet Medyczny w końcu wybierze rektora?

À propos długoterminowej perspektywy z ustawy o zdrowiu publicznym. Politycy lubią tę perspektywę?

Odwróciłbym to. My wszyscy powinniśmy polubić zdrowie publiczne, bo to po prostu świetna platforma do żądania tego, co dla naszego zdrowia najlepsze.

Ale czy doczekamy polityki zdrowotnej, która nie opiera się na „wyszarpywaniu pieniędzy” od rządzących ?

Zdziwię pana. Takie zmiany powoli następują. Uważam, że rządzący są gotowi, a nawet zainteresowani, by słuchać różnych środowisk. Natomiast dialog może się udać wówczas, gdy eksperci, naukowcy, profesorowie będą mieli w szufladach kompleksowe pomysły reformatorskie. Reformy nie zrobimy kolejnymi naradami na ulicy Miodowej, nawet w najpiękniejszej Sali Mauretańskiej. Ani na licznych konferencjach, na których ludzie nie prezentują nowych pomysłów, tylko od kilku lat powtarzają te same pretensje. Potrzebujemy zmiany narracji. Nie mówmy już wyłącznie o tym, co jest źle, ale jakie mamy pomysły na to, by było lepiej.

Co zatem zrobić, by wyjść z nieustającego marazmu ?

Chciałbym zacząć od wyraźnego podkreślenia, że nie uważam się za człowieka, który ma receptę na uzdrowienie systemu ochrony zdrowia i przedstawi ją w kilku punktach. Pomimo mojego wieloletniego doświadczenia, wcześniej pełnionych funkcji i dokonań zawodowych nie mam takich ambicji. Dziś interesuje mnie moja uczelnia, czyli Warszawski Uniwersytet Medyczny. Jeśli jednak pyta mnie pan o moją perspektywę na naprawę systemu: moim zdaniem reforma wymaga tylko dwóch strategicznych decyzji. Po pierwsze, obywatele powinni żądać i egzekwować przedstawiania i realizowania celów strategicznych, w szczególności dłuższego życia o lepszej jakości. Możemy porównywać się do wszystkich pozostałych obywateli Unii Europejskiej. To zupełnie inny poziom myślenia niż miotanie się z odpowiedzią, czy kardiologię rozwijać w Koszalinie czy Kołobrzegu, a może w obu miastach? Albo ilu jeszcze więcej potrzeba nam pediatrów, by badali coraz bardziej otyłe dzieci? Wszelkie nakłady powinny być kalkulowane zgodnie ze strategicznymi celami, a nie wymęczone w toku partykularnych negocjacji. Natomiast reforma systemu ochrony zdrowia od strony władzy wymaga powołania instytutów zarządzających wielkimi problemami zdrowotnymi. W Polsce, w kraju, w którym w czasie pandemii nie było i nadal nie ma instytutu chorób zakaźnych, odnotowano największą w OECD liczbę nadmiarowych zgonów. Jeśli odnotowujemy największy spadek urodzin dzieci od czasów II wojny światowej, to kto tym „zarządza”, by było inaczej? Jeśli za chwilę będziemy najstarszym krajem w Unii i świat się zmieni zupełnie, na drogach dla jednośladów już nie będzie rowerów, za to śmigać będą szybkie wózki inwalidzkie. O kim z tym porozmawiać? I kto właściwie „zarządza” epidemią samobójstw w Polsce? Chociaż na czele opłacanych przez ZUS zwolnień lekarskich jest leczenie depresji, to w NFZ nie ma takiego „produktu”, jak leczenie depresji. A z kim rozmawiać o problemach alkoholowych i narkotykach? Jakoś nie widać chętnych do rozwiązywania tych problemów.

Czytaj więcej

WUM chce uczyć studentów, jak rozmawiać z pacjentami. Zatrudni symulantów

Czy stan ochrony zdrowia jest wynikiem błędów, czy jest to po prostu nieunikniony koszt transformacji Polski biednej w Polskę bogatą?

Najsłynniejsze warszawskie szpitale były budowane w najczarniejszą noc rozbiorów. I ja też wolę rozmawiać z tymi, którzy chcą budować, a nie rozstrzygać jakieś archeologiczne spory. Dam Panu gorący przykład tu i teraz. Najhaniebniejszym przejawem ustawy o szkolnictwie wyższym z 2018 była likwidacja całego II Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM). II Wydział Lekarski miał wielkość porównywalną z niektórymi polskimi akademiami medycznymi. Nikt nie słuchał protestów. Jednym ruchem pozbawiono wiele warszawskich szpitali uniwersyteckiej jakości leczenia. Czy wówczas nikt nie przewidział, co taki krok oznacza w kraju z chronicznym deficytem lekarzy? I oto dziś znowu debatujemy, jakby tu zamknąć kilka nowych, raczkujących kierunków lekarskich. Kształcenie w nich miałoby się rzekomo zakończyć jakąś hekatombą pacjentów. Ale podobnie mówiono o nas, pierwszych absolwentach II Wydziału Lekarskiego, że to właśnie my będziemy takimi „gorszymi lekarzami”. Więc mówię stanowczo, trzeba pomóc tym inicjatywom, docenić wysiłek społeczności lokalnych. Jakim problemem byłoby stworzenie systemu patronatów i współpracy między uczelniami? Mój macierzysty WUM to ogromna uczelnia, która bez problemu mogłaby pełnić rolę mentora dla wielu takich inicjatyw, w szczególności poprzez odtworzony II Wydział Lekarski. Że przepis ustawy rzekomo przeszkadza? Chętnie będę inicjatorem jego zmiany. Widziałem jak działają największe na świecie uczelnie medyczne. Są to złożone, dochodowe przedsiębiorstwa, kooperujące bez ograniczeń naukowo, gospodarczo i edukacyjnie.

To co zrobić z uczelniami, których władze delikatnie mówiąc przekroczyły wiele czerwonych linii? Likwidować?

Wydaje się, że wzrastająca liczba kryzysów organizacyjnych wyższych uczelni, wymaga nowelizacji ustawowej i wytworzenia procedur naprawczych. Nie możemy tylko wysyłać inspektorów Polskiej Komisji Akredytacyjnej i czekać, co tam ustalą. Procesy naprawcze powinny być zróżnicowane i stopniowalne. Nie powinny mieć wręcz charakteru pejoratywnego, lecz prorozwojowy. Istotą, jak sugerowałem już, powinna być pomoc silnych ośrodków akademickich, jak WUM. Wracając do lokalnych kierunków lekarskich, znamy wszystkie wady tych jednostek, ale mają one też atuty, np. wielu świetnych lekarzy szpitali wojewódzkich spełni się w przekazywaniu osobistych doświadczeń klinicznych, indywidualnie, bez tłoku, w relacji mistrz-uczeń. To, co natomiast będzie bezwzględnie zagrażać tym kierunkom, to niestabilność finansowo-kadrowa i dostęp do wysokich technologii. Nie życzmy więc im „tak po polsku” klęski, lecz rozwijajmy patronaty, umowy międzyuczelniane. W końcu przez patronaty kształcimy lekarzy. Nie zazdroszczę kontrolerom Polskiej Komisji Akredytacyjnej, którzy mieliby rzekomo rozstrzygać w tych sprawach. Mogą oni co najwyżej zweryfikować warunki brzegowe kształcenia. Tu w ogóle nie chodzi o jakąś konkurencję międzyuczelnianą. W Warszawie, wokół WUM funkcjonuje od lat wiele małych wydziałów medycznych. Nie jesteśmy dla siebie konkurencją.

A jak układają się pana kontakty z „władzą”?

Szanuję i daję kredyt zaufania. Potem jednak – to taki nawyk naukowca – sprawdzam. Także w życiu, po prostu wierzę ludziom. Ponieważ ani nie dorabiam się, ani niczego nie rozdaję, omija mnie szereg kłopotów. W ten sposób świat nie może mnie „zabić”. Ale tak, zawsze słucham uważnie krytyków. Podobno – jak twierdzi szefowa związków zawodowych pracująca w zakładzie, którym kieruję - zastawiam na krytyków szczególną pułapkę, bo zamiast się obrażać, chcę z nimi rozmawiać.

Wystartuje pan w wyborach na rektora WUM?

Tak. Jeszcze kilka miesięcy temu nie było to dla mnie w ogóle oczywiste, ale teraz już jest. Jak powietrza potrzeba nam spokoju, harmonii, przewidywalności i przywrócenia reguł honorowych. Bardzo potrzebujemy wzajemnego szacunku społeczności akademickiej. Przewodniczyłem w młodości sejmikom studenckim; sens wychowawczy studiów był tylko wtedy oczywisty, jeśli wierzyliśmy w autorytety. No to przywróćmy ten ład. Chciałbym, by pracownicy WUM mogli dokonać rzeczywistego wyboru osoby, która następnie będzie wspierała realizację ich aspiracji. To przecież uniwersytet, wyjątkowa enklawa, która poprzez autonomię, wolność jednostek tworzy wartości dodane. Jeśli więc miałbym prosić społeczność WUM o wybór, to tylko w ramach rzeczywistego procesu wyborczego. Zakończona przedwcześnie kampania nie cechowała się otwartą debatą. Brak wolnych, demokratycznych wyborów zawsze się kończy kryzysem. Osobiście nie zgadzam się, że można coś robić za wszelką cenę, że jest jakiś cel większy niż dobro społeczności akademickiej.

Skąd zamieszanie związane z wyborami na WUM?

To proste, a także jakoś podobne do znanych problemów ze stosowaniem w praktyce zapisów konstytucji. Jej życzliwe zapisy nie są odporne na nadmiar emocji. No to daliśmy sobie czas na refleksję. Korzyścią i wcale nie pocieszeniem jest z kolei, że ludzie zyskali głębszą świadomość, że od ich wyborów zależy ich przyszłość. Wybory rektora nie są zabawą znudzonych elit. Myślę, że obecne doświadczenie będzie dla społeczności akademickiej swoistym katharsis. W takich wyborach chodzi mniej o to, by coś „obiecać” lub „dać”, lecz by odtworzyć współpracę społeczności i jej reprezentantów. W ramach takiej współpracy nie trzeba nic wyszarpywać od rektora. A chodzi właściwie o to, bo to jest specyfika wyższej uczelni, by po prostu ludziom kreatywnym nie przeszkadzać, lecz pomagać w rozwoju.

W jakiej sytuacji jest WUM?

Ciągle powstajemy po tragicznym okresie pandemii. Rozwój uczelni w zasadzie zamienił się w plan awaryjny. Wielkość i usytuowanie prawno-organizacyjne WUM powodowało, że kryzys państwa doświadczał nas natychmiast. Jeśli nie było pieniędzy z KPO, a szerzej – praktycznie zatrzymano wszelkie strategiczne inwestycje w ochronie zdrowia, to co zostawało dla nas? W czasach pandemii stworzono jakby równoległy system ochrony zdrowia, dwa systemy szpitalne, dwie różne prędkości finansowania. W kierowniczych gremiach różnych instytucji było coraz mniej lekarzy, fachowych pracowników ochrony zdrowia. Dialog się urwał z różnych przyczyn, ale też z przyczyn kompetencyjnych. W rezultacie tego rozejścia państwo nie potrafiło ani uszyć maseczek, ani nawet zdecydować się, czy są one w ogóle potrzebne.

Czytaj więcej

Na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym anulowano czynności wyborcze rektora

Jak bohaterowie „Siłaczki” Żeromskiego weźmiecie się teraz do pracy u podstaw?

Ja wiem, że wielu naszych pracowników ostatni czas przygiął i wypalił. Ale nie zgadzam się na jakieś rzekomo obiektywne skutki kryzysu, jak mobbing czy bullying. Mogę starać się nawet te zjawiska zrozumieć jako swoisty darwinizm, ale nie będę ich tolerował. W połączeniu z wszechobecnym wypaleniem wręcz dramatyczna okazała się reforma systemu ocen naukowców i uczelni. Narzucono nam diabelski dylemat – chcecie więcej? Chcecie rozwoju? Więc pokażcie, że jesteście najlepsi. To był szantaż, skłócanie środowiska, by skacząc sobie do gardeł, nie zadawać trudnych pytań władzy. W naszym przypadku staraliśmy się ograniczać skutki tego szantażu, jednak są rzeczy, które nie powinny się nigdy wydarzyć, jak wspomniana likwidacja II wydziału lekarskiego. Nie wystarczy wysyłać miłych psychologów do pracowników cierpiących na wypalenie zawodowe. To za późno. Społeczność WUM potrzebuje reformy, która, po pierwsze, nie będzie generować tego wypalenia.

A model biznesowy WUM?

Mam pewien kłopot ze sformułowaniem „model biznesowy”. Choć rozumiem intencję pytania i nie uchylam się od odpowiedzi. Nie ma oddanych pracowników bez godnych zarobków. W czasach rewolucji cyfrowej bez trudu można ustalić wysoką jakość świadczeń, a nie powielać tajemnicze ryczałty NFZ, których początków już nikt nie pamięta. Wszelkie szacunki wskazują, że WUM gwarantujący najwyższą jakość świadczeń w Polsce ma znacząco niedowartościowaną większość świadczeń. To trzeba zmienić. Dramatyczne jest to, że WUM posiadający najwyższy potencjał edukacyjny, terapeutyczny, biotechnologiczny, produkcyjny, a także potencjał do umiędzynarodowienia, jest skrępowany w swoich działaniach. Ostatnia reforma szkolnictwa wyższego zaostrzyła kryteria wobec naukowców, ale równocześnie nie dała realnych instrumentów dla rozwoju ekonomicznego. WUM ma ponad 200 lat, a czy wie pan, że niektóre szpitale warszawskie w XIX wieku miały nawet specjalne uprawnienia celne? Na czym polega więc nasza współczesna wolność uczelni? WUM to zbiór kreatywnych jednostek, takich jednoosobowych startup-ów, a gorset przepisów uniemożliwia nawet najprostszą współpracę, czyni ją nieopłacalną. Czas na zmianę. Mamy potencjał do rozwoju nowych kierunków medycznych. Doświadczenie z rozwojem fizjoterapii na WUM pokazało, jak my i dyscyplina ta skorzystaliśmy na tym aliansie. Dziś jest to już inny, wysoko kwalifikowany zawód. Nie chcemy, mówiąc metaforycznie, ściśnięcia w obecnym kampusie. Mamy potencjał do rozwoju filii, jednostek badawczych, produkcyjnych czy satelitarnych szkół zawodowych, a także aliansów międzynarodowych. Jest mi obojętny ich model, czy będą to konsorcja, holdingi, jedna czy wiele bander, byle mieć operacyjny i kapitałowy wpływ na nie. Po ponad 200 latach jesteśmy wystarczająco dojrzali, by przyjąć odpowiedzialność za swoje działania jako wolny uniwersytet.

Panie profesorze, kryzys w ochronie zdrowia to truizm. Czym się kierować, by go przezwyciężyć?

Prawdą. Należę do pokolenia, które z przyjemnością czytało Stefana Żeromskiego – bez konieczności uchwalania do tego ustawy patriotycznej – i czymś dla mnie zwykłym jest szacunek dla prawdy. Zaryzykuję tezę, że większość młodych ludzi z nurtem, którego częścią był Żeromski, kojarzy przede wszystkim pracę u podstaw. Nie pamiętam takiego momentu w mojej wieloletniej historii lekarskiej, w której ochrona zdrowia nie byłaby w kryzysie czy też chyliła się ku upadkowi. Zawsze tak było. A to znaczy, że potrzebujemy wprowadzania wielu małych zmian, krok po kroku. Potrzebujemy ewolucji, a nie rewolucji. Proszę zapytać dowolnej pielęgniarki czy pielęgniarza z naszego szpitala na Banacha. Większość ludzi tam pracujących chce przede wszystkim spokoju, przewidywalności i zatroszczenia się o ich codzienne wyzwania.

Pozostało 94% artykułu
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Co z wotum nieufności wobec minister zdrowia?
Zdrowie
Reforma szpitali na politycznym zakręcie
Zdrowie
Reforma szpitali. Projekt trafi do ponownych konsultacji
Zdrowie
Dziecko też może mieć kryzys psychiczny
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Zdrowie
Zespół Trójstronny pochyli się nad płacami lekarzy