„Noc 12 października” nie jest typowym kryminałem. Ofiara w filmie owszem, jest, ale nie ma mordercy.
We Francji dochodzi do około 800 morderstw rocznie, a 20 procent z nich pozostaje niewyjaśnionych. To ogromny problem wymiaru sprawiedliwości, ale również rodzin, które mimo upływu czasu nie mogą zamknąć tragicznego rozdziału, nie wiedząc, kto i dlaczego zabił bliską im osobę. Tymczasem konstrukcja filmów kryminalnych jest zwykle dość prosta: na początku mamy ofiarę, na końcu winnego zbrodni. Mam czasem wrażenie, że jest to równoznaczne z powiedzeniem widzowi: „OK, był problem, ale został rozwiązany”. I spokój. A tego właśnie chciałem uniknąć.
Sylwetka
„Nocą 12 października” Dominika Molla został uhonorowany
francuskim Cezarem dla najlepszego filmu roku, zebrał też pięć
innych Cezarów: za reżyserię, scenariusz, dźwięk, za rolę drugoplanową Bouli Lanners i dla nadziei aktorskiej Bastiena Bouillona.
Moll urodził się w Niemczech. Jego ojciec był Niemcem, matka
Francuzką. Studiował w City College w Nowym Jorku i francuskiej
szkole filmowej IDHEC. Zadebiutował jako reżyser w 1994 r. filmem
„Intimite”. Jego następne filmy to: „Harry – twój najlepszy przyjaciel”,
„Leming”, „Mnich”, „Tylko zwierzęta nie błądzą”.
Sam pan wypisał na ekranie już na początku spoiler, że ta sprawa nigdy nie została wyjaśniona.
Uważam, że to jest uczciwe. Nikogo nie chcę mamić, że czeka go dobra zabawa w detektywa.