Na drogach jest bezpieczniej mimo ogromnego ruchu, spotęgowanego przez napływ uchodźców z ogarniętej wojną Ukrainy. Wypadków i zabitych jest mniej. Jednak poza tzw. obszarem zabudowanym nadal wieje grozą – choć tu wydarza się 30 proc. wypadków, to ginie w nich aż 60 proc. spośród wszystkich ofiar śmiertelnych – wynika z raportu Biura Ruchu Drogowego KGP za miniony rok.
– Za priorytet uznano bezpieczeństwo w miastach, a poza nimi kierowcy nadal rozwijają większe prędkości, i nikt ich nie kontroluje. Od dawna w terenie nie spotkałem żadnego patrolu – mówi Wojciech Pasieczny, były szef stołecznej drogówki.
Teren „odpuszczony”
W ubiegłym roku w kraju doszło do 21,3 tys. wypadków – czyli o 1,5 tys. mniej, zginęło w nich blisko 1,9 tys. osób – to spadek o 349. Najczęściej wydarzały się na Mazowszu (41 proc. w Warszawie i okolicy), w woj. wielkopolskim, małopolskim i łódzkim. Najbardziej wypadkowe i „śmiercionośne” są piątki – w nie miało miejsce co szóste ubiegłoroczne zdarzenie.
Czytaj więcej
Mniej jest wypadków i osób w nich zabitych. Jednak wciąż poza obszarem zabudowanym śmierć kosi żniwo. Tam w co piątym zdarzeniu ktoś ginie - pokazują policyjne dane z 2022 r.
Nadal „prędkość zabija” – przez nią doszło do 4,4 tys. wypadków z 626 ofiarami śmiertelnymi (np. przez nieustąpienie pierwszeństwa wypadków było trochę więcej, ale zabitych 177). Nogę z gazu nieco zdjęli młodzi kierowcy, powodując o 600 kraks mniej.