Eksplozja w stolicy Libanu: Dziwne losy bejruckich chemikaliów

Tysiące ton potencjalnego materiału wybuchowego przywiózł do libańskiej stolicy statek należący do Rosjanina, mieszkającego na Cyprze.

Aktualizacja: 07.08.2020 13:29 Publikacja: 06.08.2020 18:10

Eksplozja w stolicy Libanu: Dziwne losy bejruckich chemikaliów

Foto: AFP

– Kazał nam, płynąc do Libanu, żeby wziąć dodatkowy ładunek i dorobić. Ale statek zatrzymano tam z powodu nieuregulowania opłat portowych – opowiadał były kapitan „Rhosusa" Borys Prokoszew.

W ten sposób w 2014 r. w bejruckim porcie znalazło się 2,7 tys. ton azotanu amoniaku, który w końcu eksplodował 4 sierpnia. Statek płynął z Gruzji do Mozambiku. Jak sądzi kapitan, właściciel statku dostał za ładunek milion dolarów.

Ponieważ właściciel zniknął, załoga chciała sprzedać jednostkę, ale najpierw należało wyładować niebezpieczny ładunek. A na to nie chciały zgodzić się władze portowe. Dlatego część załogi z kapitanem została prawie na rok uwięziona na statku. Ponieważ nie mieli pieniędzy, żywiły ich od czasu do czasu władze portowe. W końcu udało im się sprzedać paliwo z jednostki i wynająć adwokata, który w sądzie wywalczył dla nich prawo opuszczenia kraju. Porzucony przy nabrzeżu „Rhosus" przeciekał, władze portowe zdecydowały więc przenieść ładunek do zbiorników na ląd.

Niemiecki „Bild" twierdzi, że gdy tylko to się stało, pojawili się przedstawiciele spółki Majid Shammas & CO „specjalizującej się w produkcji materiałów wybuchowych" i zaproponowali kupno azotanu amonu. Można bowiem z niego robić zarówno nawozy sztuczne, jak i materiały wybuchowe.

Mimo jednak różnych nacisków libański sędzia rozstrzygający sprawę własności ładunku dwukrotnie nie zgodził się na jego sprzedaż. W końcu służby celne zaniepokojone informacjami o możliwości kradzieży chemikaliów postanowiły naprawić ogrodzenie wokół zbiorników i to właśnie miało doprowadzić do tragedii.

„Bild" sugeruje, że ładunek od początku miał dotrzeć do Bejrutu, a nie Mozambiku, a jego prawdziwym odbiorcą mieli być terroryści z Hezbollachu. Mimo bowiem zapłacenia miliona dolarów za towar mozambicki kupiec nigdy nie próbował go odzyskać. By wyjaśnić zagadkę, Libańczycy już po eksplozji zaczęli szukać rosyjskiego właściciela statku Igora Greczuszkina. Jak się okazało, miał on rezydencję 200 kilometrów od Bejrutu, na Cyprze. Tam mieszkał cały czas, gdy jego statek tkwił w libańskim porcie. Ale tak jak i Mozambijczyków jego też nie można teraz znaleźć.

– Kazał nam, płynąc do Libanu, żeby wziąć dodatkowy ładunek i dorobić. Ale statek zatrzymano tam z powodu nieuregulowania opłat portowych – opowiadał były kapitan „Rhosusa" Borys Prokoszew.

W ten sposób w 2014 r. w bejruckim porcie znalazło się 2,7 tys. ton azotanu amoniaku, który w końcu eksplodował 4 sierpnia. Statek płynął z Gruzji do Mozambiku. Jak sądzi kapitan, właściciel statku dostał za ładunek milion dolarów.

Pozostało 81% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!