Brytyjski uczony zmarł w środę nad ranem w swoim domu w Cambridge, w wieku 76 lat.
– Żaden naukowiec nie budził takiego zainteresowania od czasów Alberta Einsteina. I żaden nie porwał tak mocno ludzkiej wyobraźni – przyznał fizyk prof. Michio Kaku.
To tym dziwniejsze, że przez prawie pół wieku pracy Hawking zajmował się głównie fizyką teoretyczną: czarnymi dziurami i grawitacją – zjawiskami, które choć intrygujące, nie znajdują się przecież w centrum zainteresowania przeciętnego człowieka. Ale nikt inny nie uosabiał potęgi ludzkiego rozumu lepiej niż on: sparaliżowany, przykuty do wózka, porozumiewający się przez syntezator mowy, a jednak potrafiący przeniknąć umysłem najbardziej odległe obiekty w kosmosie.
Premia na resztę życia
Hawking urodził się 8 stycznia 1942 r. w Oksfordzie – jak sam często podkreślał – dokładnie w 300. rocznicę śmierci Galileusza (zmarł w rocznicę urodzin Alberta Einsteina, co równie skrupulatnie odnotowano). Chciał studiować matematykę, ale na Uniwersytecie Oksfordzkim wówczas takiego kierunku nie było. Zajął się więc naukami przyrodniczymi i astronomią. Nudę studiów zabijał rywalizacją w czwórce wioślarskiej.
I wtedy przyszedł cios. Zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne (tzw. ALS) – postępującą chorobę neurodegeneracyjną, prowadzącą nieuchronnie do paraliżu. Od chwili diagnozy chorzy zwykle przeżywają od trzech do pięciu lat. Hawkingowi dano dwa.