Prezydent Stanów Zjednoczonych jest dla dużej części Polaków postacią skrajnie zmitologizowaną. Stanowi autorytet w sferze politycznej porównywalny tylko z autorytetem duchowym świętego Jana Pawła II. Ameryka postrzegana jest przez pryzmat mocarstwa, które stanowi jedyną pewną ostoję bezpieczeństwa. W historii Polski taką postacią był może jeszcze tylko cesarz Francuzów, dla którego Polacy szli w ogień niekoniecznie w słusznej sprawie, a później umieścili go w hymnie.
Brat Polski w Wolności
Z mitologizacją jest zawsze tak, że znacznie przerasta rzeczywistość albo zakłamuje ją w całości. Ci jednak, którzy tkwią w micie, uważają go za podstawę swej emocjonalnej tożsamości i każdego, kto chce ten mit weryfikować i kwestionować, uważają za zdrajcę. Tak jak wiele pokoleń Polaków tkwiło w uwielbieniu dla Napoleona i oczekiwało – jak poczciwy polityczny marzyciel Rzecki – jego powrotu, tak dziś wielu podobną miłością darzy amerykańskiego prezydenta i także oczekuje od niego roztoczenia nad Polakami parasola ochronnego, wyrwania z niewoli i ustrzeżenia przed zagrożeniami czy nawet odbudowy należnej potęgi. Tak jak Napoleon schlebiał Polakom, którzy byli najwierniejszymi żołnierzami cesarza, tak amerykański prezydent schlebia Polakom, którzy są dziś jego najwierniejszymi żołnierzami i wyznawcami.
To on i ucieleśniona w nim Ameryka jest tym jedynym bratem Polski w Wolności. Jest – jak sam mit amerykański głosi – niewzruszonym i potężnym jej obrońcą. Któż zatem, jeśli nie Ameryka, bezkompromisowo stanie do walki ze złem w jego rozlicznych politycznych ucieleśnieniach. To Ameryka jest szeryfem świata, który jak John Wayne lub Gary Cooper, trzymając w ręku najnowszy model colta, samotnie zaprowadzi porządek w imię sprawiedliwości, nie oglądając się na innych. To przecież Ameryka pokonała ostatecznie faszyzm, to Ameryka pokonała komunizm, to Ameryka szczególnie teraz podnosi z kolan godność świata zachodniego, dyscyplinuje zakłamaną Europę, która gnuśnieje, uchylając się od swego męskiego obowiązku zapewnienia swym dzieciom bezpieczeństwa. Wreszcie to Ameryka – oczywiście w nadziejach Polaków – poniży i pokona ostatecznie Rosję, tę równie zmitologizowaną praprzyczynę wszelkich nieszczęść Polski.
Samooszustwo
Polacy swój związek zarówno z Napoleonem, jak i amerykańskim prezydentem ustanowili na relacji czysto emocjonalnej, na tak podkreślanej wspólnocie wartości, podczas gdy z drugiej strony w obu przypadkach ma ona charakter czysto racjonalny, polityczny, a przez to nietrwały, koniunkturalny i przedmiotowy. Oczywiście, jeśli uda się połączyć obie perspektywy, efekt będzie jeszcze lepszy, bo pozwoli na wzajemne samooszustwo i ułatwi osiągnięcie celów.
Mitologia wielkiej, sprawiedliwej i bogobojnej Polski, która sama mogłaby być Ameryką Europy, mocarstwem wartości, przywódcą duchowym, a przy tym państwem silnym mocą dwóch najważniejszych broni współczesnego świata – pieniędzmi i wojskiem, gdyby nie wrogie siły, ma swe źródła w dwóch tradycjach.