„Popychaniem do bezcelowych krwawych awantur” nazwał organ Polskiej Partii Socjalistycznej Robotnik wyczyn Dzierżyńskiego z 1 maja 1905 roku. Otóż rywalizująca z PPS grupa lewicowych radykałów zwących się Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy postanowiła urządzić pochód. Kilkuset ludzi zebrało się w rejonie Okopowej. Potem przeszli na Twardą i weszli na Żelazną, gdzie dołączyło do nich podobno kilka tysięcy demonstrantów z zakończonych wcześniej pochodów innych organizacji.
Tłum prowadzony przez Dzierżyńskiego doszedł do Alei Jerozolimskich, w których – jak było wcześniej wiadomo – stało wojsko. Padła salwa. Pochód „rozbiegł się, nie stawiając najlżejszego oporu”. Jak twierdzili współcześni, 25 osób runęło na bruk. Rannych zostało 20 ludzi. Po latach komuna poprawiła tę martyrologię na 50 zabitych i 100 rannych. To był największy rewolucyjny sukces Dzierżyńskiego w Warszawie, a PPS zarzuciła SdKPiL „pogoń za rozgłosem”.
Feliks wylądował kolejny raz w więzieniu na Pawiaku, a potem w X Pawilonie Cytadeli, gdzie miał możliwość zastanowienia się nad swym życiem. W tym mieście przebywał z przerwami przez 15 lat. Sześć razy siedział w X Pawilonie, a na początku I wojny światowej wywieziono go (z wieloletnim wyrokiem) z powodu bliskości frontu; tak zresztą jak i innych więźniów politycznych.
W Warszawie próbował podburzać robotników, ale jego skrajne poglądy nie zawsze przynosiły efekty. Kilka strajków i pochodów to finał wieloletniego działania. Kiedy tworzono legendę Dzierżyńskiego, wywieszono tablicę na staromiejskim domu pod Murzynkiem, gdzie „często przebywał”. Ustaliliśmy, że zdjęto ją w lutym 1990 roku i znajduje się dziś w magazynach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (które mieści się właśnie „pod Murzynkiem”). Niespodziewanie natrafiliśmy na informację o drugiej, kompletnie zapomnianej tablicy. Wisiała na byłym hoteliku z pokojami „na godziny”, przy Chmielnej 7, gdzie podobno redagowano „Czerwony Sztandar”. Niestety, jej losu nie udało się sprecyzować.
Carskie tajne służby rozbiły w końcu SdKPiL. Żona Dzierżyńskiego Zofia wspominała po latach w hagiograficznym przemówieniu, że spotkała się z nim w 1908 roku, kiedy znów pojawił się w Warszawie. „Z aktywu partyjnego zostało sześć, siedem osób. (...) I od razu nastrój towarzyszy się zmienił”. Dzierżyński był w mieście postacią nieznaną i taką by pozostał, gdyby nie jego późniejsze wyczyny. Rodacy poznali go jako oprawcę z czasów sowieckiej rewolucji, o czym donosiły gazety niepodległej już Polski.
I sensacyjna, choć mało wiarygodna, powieść Jaxy-Ronikiera „Dzierżyński – czerwony kat”.