Losy pomnika Dzierżyńskiego w Warszawie

Dźwig szarpnął pomnikiem. Tłum zawył, ale ku osłupieniu zebranych rzeźba pękła i runęła na bruk. 17 listopada 1989 roku zakończył się warszawski epizod Feliksa Dzierżyńskiego

Aktualizacja: 17.11.2019 12:08 Publikacja: 16.11.2019 23:01

Historia utarła Dzierżyńskiemu nosa. Dosłownie

Historia utarła Dzierżyńskiemu nosa. Dosłownie

Foto: Fotorzepa, Jakub Ostałowski

 Tekst z archiwum "Życia Warszawy"

Posąg pękł dlatego, że nie był lity, a wykonany z kawałków betonu pokrytego brązem. Nie udało się na czas odlać Dzierżyńskiego i posiłkowano się hybrydą.

13 listopada 1950 roku „Kurier Codzienny” doniósł o konkursie rozpisanym „na zlecenie departamentu twórczości artystycznej Ministerstwa Kultury i Sztuki”. Rzecz szła o pomnik twórcy sowieckiej bezpieki, który to miał być wystawiony na placu Bankowym. I to w miejscu, w którym – jak donosiło „Życie Warszawy” – „...porywał do walki gorącym słowem tysiące robociarzy warszawskich”. To nader wątpliwa informacja. Nigdzie nie znaleźliśmy relacji z wieców organizowanych w tym miejscu przez Feliksa Edmundowicza. Innymi słowy, plac po prostu był doskonały dla czczenia kolejnego komunistycznego świętego.

Rzeźbiarze mieli tylko miesiąc na wykonanie projektów. I potem niewiele więcej na przygotowanie modelu w skali 1:1. Całość powinna była być gotowa na 25. rocznicę śmierci Wielkiego Feliksa, czyli na 21 lipca. Konkurs wygrał Zbigniew Dunajewski.

Początek i koniec kultu idola młodych komunistów. Uroczyste odsłonięcie pomnika w 1951 roku i obalen

Początek i koniec kultu idola młodych komunistów. Uroczyste odsłonięcie pomnika w 1951 roku i obalenie go 38 lat później. Czy ktoś z zaproszonych gości myślał, że takie dyndanie na dźwigu jak na szubienicy kiedykolwiek nastąpi? (fot: Leszek Łożyński)

Foto: Życie Warszawy

„Popychaniem do bezcelowych krwawych awantur” nazwał organ Polskiej Partii Socjalistycznej Robotnik wyczyn Dzierżyńskiego z 1 maja 1905 roku. Otóż rywalizująca z PPS grupa lewicowych radykałów zwących się Socjaldemokracją Królestwa Polskiego i Litwy postanowiła urządzić pochód. Kilkuset ludzi zebrało się w rejonie Okopowej. Potem przeszli na Twardą i weszli na Żelazną, gdzie dołączyło do nich podobno kilka tysięcy demonstrantów z zakończonych wcześniej pochodów innych organizacji.

Tłum prowadzony przez Dzierżyńskiego doszedł do Alei Jerozolimskich, w których – jak było wcześniej wiadomo – stało wojsko. Padła salwa. Pochód „rozbiegł się, nie stawiając najlżejszego oporu”. Jak twierdzili współcześni, 25 osób runęło na bruk. Rannych zostało 20 ludzi. Po latach komuna poprawiła tę martyrologię na 50 zabitych i 100 rannych. To był największy rewolucyjny sukces Dzierżyńskiego w Warszawie, a PPS zarzuciła SdKPiL „pogoń za rozgłosem”.

Feliks wylądował kolejny raz w więzieniu na Pawiaku, a potem w X Pawilonie Cytadeli, gdzie miał możliwość zastanowienia się nad swym życiem. W tym mieście przebywał z przerwami przez 15 lat. Sześć razy siedział w X Pawilonie, a na początku I wojny światowej wywieziono go (z wieloletnim wyrokiem) z powodu bliskości frontu; tak zresztą jak i innych więźniów politycznych.

W Warszawie próbował podburzać robotników, ale jego skrajne poglądy nie zawsze przynosiły efekty. Kilka strajków i pochodów to finał wieloletniego działania. Kiedy tworzono legendę Dzierżyńskiego, wywieszono tablicę na staromiejskim domu pod Murzynkiem, gdzie „często przebywał”. Ustaliliśmy, że zdjęto ją w lutym 1990 roku i znajduje się dziś w magazynach Muzeum Historycznego m.st. Warszawy (które mieści się właśnie „pod Murzynkiem”). Niespodziewanie natrafiliśmy na informację o drugiej, kompletnie zapomnianej tablicy. Wisiała na byłym hoteliku z pokojami „na godziny”, przy Chmielnej 7, gdzie podobno redagowano „Czerwony Sztandar”. Niestety, jej losu nie udało się sprecyzować.

Carskie tajne służby rozbiły w końcu SdKPiL. Żona Dzierżyńskiego Zofia wspominała po latach w hagiograficznym przemówieniu, że spotkała się z nim w 1908 roku, kiedy znów pojawił się w Warszawie. „Z aktywu partyjnego zostało sześć, siedem osób. (...) I od razu nastrój towarzyszy się zmienił”. Dzierżyński był w mieście postacią nieznaną i taką by pozostał, gdyby nie jego późniejsze wyczyny. Rodacy poznali go jako oprawcę z czasów sowieckiej rewolucji, o czym donosiły gazety niepodległej już Polski.

I sensacyjna, choć mało wiarygodna, powieść Jaxy-Ronikiera „Dzierżyński – czerwony kat”.

„Gdy spoza opadającej zasłony wyłania się wykonana w brązie postać Feliksa Dzierżyńskiego, zrywa się potężny śpiew hymnu proletariackiego – »Międzynarodówki«” – napisało „Życie Warszawy” w relacji z uroczystości. 60 tysięcy ludzi stało na placu noszącym już nową nazwę. Kilka dni wcześniej władze miasta „postanowiły przemianować plac Bankowy związany bezpośrednio z jego rewolucyjną działalnością na plac Feliksa Dzierżyńskiego”. Jak wspomnieliśmy na początku, ta „rewolucyjna działalność” rozmijała się z relacjami z epoki. No, ale czego się nie robi dla dobra przyjaźni polsko-radzieckiej? Oto bowiem przyjechała do nas delegacja z wicepremierem ZSRR Wiaczesławem Mołotowem na czele. Gazety donoszą, że wielkie uroczystości odbyły się już 20 lipca 1951 roku. Tymczasem Rosjanie przyjechali dzień później i wtedy to odsłonięto pomnik. Pojawia się też ta data jako „siódma rocznica wyzwolenia Polski przez Armię Czerwoną”, ale na szczęście nowe święto nie przyjęło się. No i mieliśmy jeszcze święto państwowe 22 lipca, połączone z defiladą wojskową. Które było najważniejsze?

Oglądając „Polską Kronikę Filmową”, ze zdumieniem zobaczyłem w Warszawie marszałka Gieorgija Żukowa, który nigdy wcześniej takimi peryferyjnymi uroczystościami nie zajmował się. Po latach okazało się, że był wtedy w niełasce, ale pozwolono mu jechać do Polski, gdzie pełnił rolę kukły podnoszącej rangę warszawskiej imprezy.

Wynoszenie rewolucyjnego świętego na ołtarze połączono z nazwaniem domu dziecka na Bielanach jego imieniem, wielką wystawą oraz odsłonięciem wspomnianej tablicy na kamienicy pod Murzynkiem.

Kiedy padła komuna, nikt już nie pilnował pomnika, który – ku uciesze warszawiaków – był zasmarowany różnymi napisami.

17 listopada 1989 roku wczesnym popołudniem podjechał dźwig, rzeźbę odcięto od cokołu, omotano pasami i czekano na komendę. Choć teren nie został ogrodzony, spory tłumek nie podchodził zbyt blisko, i dobrze. „Żelazny” – jak go zwali wielbiciele – albo „krwawy” – według przeciwników – Feliks rozleciał się, runął w dół, a odłamki poleciały na strony. Gapie rzucili się na relikwie, z których największą był odłupany nos Dzierżyńskiego.

Listopad 2009

 Tekst z archiwum "Życia Warszawy"

Posąg pękł dlatego, że nie był lity, a wykonany z kawałków betonu pokrytego brązem. Nie udało się na czas odlać Dzierżyńskiego i posiłkowano się hybrydą.

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!