Co oznacza pana udział w wyborach dla polskiego sportu?
Sport dla dzisiejszej władzy znaczy tyle, co zdjęcie ze sportowcem, który przywiózł do kraju medal. To igrzyska europejskie, o których mało kto słyszał, a kosztowały prawie miliard złotych. To mglista wizja igrzysk olimpijskich. Jako sportowiec reprezentowałem nasz kraj, a dziś chcę reprezentować interes Polaków. Dla mnie sport to kilkunastoletni piłkarz, któremu kibicują rodzice i dziadkowie podczas lokalnego turnieju. To infrastruktura, z której mogą korzystać wszyscy niezależnie od wieku. Każdy powinien mieć blisko domu miejsce, gdzie można aktywnie spędzić czas. Wdrażamy już w Warszawie program„Sportowo blisko domu”. Potrzebujemy podobnych działań na szerszą skalę. Wsparcia potrzebują także polskie związki sportowe – zwłaszcza w zakresie szkolenia.
Dziś tego wsparcia brakuje?
Państwo je dotuje, ale jedne mają większe, a inne mniejsze potrzeby. Potrzebujemy racjonalnego podejścia. Polski Związek Piłki Nożnej chociażby finansuje się sam, bo ma zamożnych sponsorów oraz wyniki. Jednocześnie są takie dyscypliny jak szermierka czy łyżwiarstwo, które finansowo wyglądają gorzej i wymagają wsparcia. Nie możemy pozwalać na sytuację, z którą mieliśmy do czynienia przed mundialem, kiedy piłkarze mieli ustalone nagrody, a premier obiecał im jeszcze 30 mln zł. Takie środki należy inwestować w infrastrukturę – chociażby w rewitalizację Orlików.
Czytaj więcej
Z Danutą Dmowską-Andrzejuk, kandydatką niezależną startującą z list Prawa i Sprawiedliwości, byłą szpadzistką, mistrzynią świata z 2005 roku, byłą minister sportu w rządzie Mateusza Morawieckiego, rozmawia Kamil Kołsut.
Czy spółki Skarbu Państwa powinny finansować polskie związki sportowe?
Spółki mogą pomagać w zależności od swoich strategii marketingowych, ale – jak wspominałem – musimy pilnować, aby te środki były inwestowane w infrastrukturę oraz szkolenie dzieci i młodzieży, a nie bieżącą działalność klubów czy wynagrodzenia. To kwestie, które obserwuję z bliska jako przewodniczący Komisji Sportu, Rekreacji i Turystyki w Warszawie. Wcześniej byłem przez cztery lata radnym Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Jestem aktywny, znam bolączki, codziennie dotykamy wielu istotnych spraw.
Jakich konkretnie?
Czasem bardzo podstawowych, indywidualnych. Kiedy zaczęła się pandemia, zgłaszali się do mnie sportowcy, którzy przez lockdown, gdy odwołano imprezy, nie zdążyli osiągnąć odpowiednich wyników, żeby otrzymać stypendia. Udało się znaleźć rozwiązanie. Współorganizuję turnieje dzielnicowe dla dzieci, byłem też inicjatorem akcji Kuźnia Kreatywności, bo wiem, że to promocja aktywności sportowej. Walczę o lepszą infrastrukturę. Zadbaliśmy o obiekty Hutnika i Drukarza czy halę szermierczą na Ursynowie. Angażowałem się w odzyskanie władzy w Skrze przez miasto. Jestem byłym sportowcem, grałem za granicą i widziałem, jak to funkcjonuje na Zachodzie, jak wyglądają obiekty, zwłaszcza lokalne. To doświadczenie i perspektywa, które dają mi możliwość racjonalnego działania na rzecz naprawy sportu.