W ostatni czwartek parlament zdecydował o dodatkowym opodatkowaniu operacji prywatnych odrzutowców latających z Schiphol.
Pomoc dla gospodarstw domowych
Holenderskie linie lotnicze KLM z mozołem odbudowały siatkę połączeń sprzed pandemii. Szczególnym powodzeniem cieszyły się loty za Atlantyk, zwłaszcza do Ameryki Południowej i na Karaiby, ale także i połączenia europejskie. Sukces był taki, że główne lotnisko — amsterdamskie Schiphol z powodu braku kadr nie było w stanie odprawić wszystkich chętnych. Ostatecznie zdecydowano o zmniejszeniu liczby obsługiwanych połączeń do 440 tysięcy rocznie w 2024 roku, czyli o 12 proc. mniej, niż w 2023.
Państwo jednak nie chce rezygnować z pieniędzy, jakie przynosi rozwinięty transport lotniczy. Stąd decyzja izby niższej parlamentu, aby także opodatkować pasażerów lotów przesiadkowych. Działania mają na celu pozyskanie środków, które zostaną przeznaczone na obniżenie rachunków za energię dla gospodarstw domowych w Holandii.
Będzie mniej połączeń
Branża lotnicza jest oczywiście oburzona. Narodowy przewoźnik KLM protestuje i wskazuje, że Holandia byłaby pierwszym krajem na świecie, który wprowadziłby taki rodzaj opodatkowania i ostrzega, że będzie to miało fatalny wpływ na połączenia lotnicze z Holandii.
Według danych zleconych przez rząd w maju i przeprowadzonych przez CE Delft, wprowadzenie tej opłaty może spowodować wzrost cen biletów dla pasażerów transferowych w amsterdamskim węźle przesiadkowym średnio o 6,1 proc., ale aż o ponad 30 proc. w przypadku połączeń europejskich i spowodować utratę aż 34 proc. pasażerów transferowych.