Lufthansa w ten sposób chce zmniejszyć chaos na lotniskach i zagrożenie, że będzie musiała odwoływać loty na kilka dni, a nawet kilka godzin przed startem. To bardziej odpowiedzialna postawa niż innych przewoźników, którzy reagują na kłopoty dopiero w ostatniej chwili, często wówczas, gdy pasażerowie są już nawet po odprawie biletowo-bagażowej, która z powodu braku pracowników na lotniskach mogła trwać godzinami.
Trzy tygodnie temu Lufthansa poinformowała, że z powodu kłopotów na lotniskach i własnych problemów z załogami zmuszona jest do odwołania 900 lotów. Potem tę liczbę skorygowała o 200 w górę. Teraz poinformowała o dodatkowych 2,2 tysiąca rejsów, których nie będzie w stanie wykonać w lipcu i sierpniu 2022. Dotyczy to przede wszystkim połączeń wewnątrz Niemiec, z których linia i tak chętnie rezygnowała wcześniej, bo pasażerowie mogą dojechać koleją, ale i europejskich, czyli typowych dowozowych do dwóch centrów przesiadkowych we Frankfurcie i Monachium.
Liczba odwołanych rejsów oczywiście robi wrażenie, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że niemiecki przewoźnik miał ich wykonać latem ok. 70 tysięcy miesięcznie. Czyli te, które zostały odwołane, nie stanowią nawet 5 proc. rozkładu. Dla porównania Lotnisko Schiphol w Amsterdamie administracyjnie zmniejszyło rozkład o 16 proc., a londyńskie Heathrow o 10 proc. Jak na razie.
Czytaj więcej
Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu lotniczego wydał oświadczenie w sprawie ponownego zaognienia konfliktu w PAŻP. Kontrolerzy przekonują, że ich celem nie jest powtórka kryzysu z końca kwietnia. Rozmowy pomiędzy stronami cały czas trwają.
Rozkłady tną także KLM, easyJet i British Airways, w których pracownicy zapowiadają letnie strajki. Swój rozkład muszą zmienić Ryanair, bo protesty załóg przybierają coraz większy zasięg, i Brussels Airlines. Belgijska linia, która należy do Grupy Lufthansa, w piątek, 24 czerwca odwołała wszystkie swoje rejsy długodystansowe i kilkanaście europejskich. Podróże lotnicze z przyjemności szybko zmieniają się w przygodę dla ludzi o mocnych nerwach.