Generalnie jest tak, że na wszelki wypadek dobrze jest maseczkę wziąć w podróż ze sobą.

W Polsce nie musimy już nosić maski na lotniskach. Nie ma też takiego obowiązku, jeśli wsiadamy do samolotu LOT, Wizz Aira czy Ryanaira. Ale trzeba ją mieć i to nie uszytą w domu, tylko profesjonalną FFP2 wielokrotnego użytku czy jednorazową chirurgiczną, jeśli lecimy m.in. Lufthansą, Austrian Airlines i Air France. Te przepisy, które są uzależnione od wewnętrznych regulacji w każdym kraju zmieniają się, więc dobrze je sprawdzić przed odlotem. Maski potrzebne są również po wylądowaniu między innymi w Niemczech i Francji. Hiszpania ten obowiązek znosi 20 kwietnia.

To dlatego w British Airways oraz KLM, choć można nie mieć masek na pokładzie, linie ostrzegają już przy sprzedaży biletu, że mogą one być wymagane po przylocie. KLM, zresztą tak samo jak LOT, sugeruje jednak pasażerom, żeby zwłaszcza podczas dłuższych rejsów zakrywali usta i nos. Takie same rekomendacje wydał Wizz Air.

Czytaj więcej

Rosjanie mają problemy z silnikami lotniczymi. Sankcje dają efekty

Od ostatniego poniedziałku, 18 kwietnia bez masek można latać na pokładach większości amerykańskich przewoźników, chociaż na przykład American Airlines zalecają swojemu personelowi pokładowemu, aby nadal nosił maseczki, natomiast pasażerowie mogą sami podjąć decyzję, czy chcą zakryć usta i nos, czy też nie. Wiadomo jednak, że po wylądowaniu na terenie USA i tak będą musieli je założyć. To dlatego przewoźnicy we wspólnym komunikacie do pasażerów tłumaczą, że przepisy zostały wprowadzone dosłownie z dnia na dzień i może się okazać, że gdzieś informacje o zmianach nie dotarły. A z pracownikami naziemnymi na amerykańskich lotniskach nie ma co dyskutować, bo to ich zdanie się liczy.