Spektakl powstał na podstawie książki „I boję się snów…” Wandy Półtawskiej. Autorka wspomnień znana jako przyjaciółka Karola Wojtyły, zawodowe życie poświęciła medycynie. Urodzona w 1921 roku, jest jedną z ostatnich żyjących więźniarek obozu w Ravensbrück, jedynego przeznaczonego tylko dla kobiet. Półtawska trafiła do niego w listopadzie 1941 roku z zaocznym wyrokiem śmierci za działalność konspiracyjną. Tam stała się ofiarą eksperymentów pseudomedycznych przeprowadzanych przez niemieckich lekarzy. Była jedną z grupy kilkudziesięciu Polek, którym infekowano bakteriami nogi, powodując niejednokrotnie kalectwo i śmierć. W obozie te więźniarki nazywane były „królikami” i kiedy jasne było, że zbliża się wyzwolenie – Niemcy chcieli ich się pozbyć, by zatuszować zbrodnicze praktyki pseudomedyczne. Z 40 tysięcy Polek więzionych w Ravensbrűck ocalało osiem tysięcy.
Adaptacji książki dokonał Zbigniew Brzoza i on wyreżyserował monodram, który miał premierę w Teatrze Polskim w Poznaniu 16 grudnia 2018 roku. Spektakl, który zobaczą widzowie został zarejestrowany w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza.
Sceniczna opowieść rozpoczyna się w 1959 roku, gdy więźniarki z Ravensbrűck jadą na teren byłego obozu na odsłonięcie pomnika. „Wysiadłyśmy w Berlinie na Ostbahnhof gromadnie…” – rozpoczyna opowieść Barbara Prokopowicz jako Wanda Półtawska. Apelowy plac, na którym znajduje się z koleżankami, budzi falę wspomnień.
Z jasnoblond włosami, ubrana w prostą spódnicę, bladoróżową bluzkę, szary sweterek, z koralikami na szyi – przez półtorej godziny siedzi bez ruchu na stołeczku zaciskając dłonie na rączkach torebki stojącej na jej kolanach. Scenografię stanowi czarne tło sceny (Wiesław Żogała). Kiedy bohaterka wspomina – spogląda na swoją wyświetlaną obok postać z obozowego czasu – w obozowym pasiaku, z ogoloną głową. Czasem postać z przeszłości przejmuje narrację. Wspomnienia z dramatycznego czasu są wciąż żywe. Relacja z kolejnych etapów przygotowań, a potem przeprowadzania pseudomedycznych eksperymentów, które nie wszystkie przeżyły, jest oszczędna, skupiona na przedstawieniu wydarzeń w taki sposób, by widz wyraźnie je zobaczył przed oczami. Okiełznane po latach emocje z rzadka wydobywają się z opowieści, lecz gdy się pojawiają – są bardzo intensywne choć skupione. W kolejnych epizodach Półtawska – Prokopowicz przypomina obozowe życie, konkretne osoby i sytuacje, także i bunt, gdy ją i koleżanki więźniarki polityczne – Niemcy chcieli skłonić do pracy w obozowym burdelu. Opowiada o częstym braku porozumienia między więźniarkami młodszymi i starszymi, o tym jak stawały się harde, ale i miały łzy pod powiekami, gdy Zofia Rysiówna, współwięźniarka, a potem aktorka – czytała im Mickiewicza. Także o tym, że nawet po wyzwoleniu obozu, gdy wolność wydawała się oczywistą radością – nie mogły czuć się bezpiecznie, gdy wędrowały do Polski i spotkały żołnierzy Armii Radzieckiej… To prawdziwie spektakl jednej aktorki stojącej przed trudnym zadaniem skupienia na sobie uwagi i bycia słuchaną przez półtorej godziny. Zadziwiające, że to się udaje. Tworzona słowami tylko rzeczywistość, ma siłę przekazu skupiającego uwagę widza. Zdarzenia sprzed ponad 80 lat znowu ożywają.