W piątek potwierdzono w Polsce 18 775 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Z powodu Covid-19 zmarło 75 osób, dodatkowe choroby towarzyszące spowodowały śmierć kolejnych 276 osób.

Sytuacja epidemiczna staje się w Polsce coraz poważniejsza. Lockdownem objęte zostaną województwa pomorskie, mazowieckie i lubuskie. Zamknięte będą kina, teatry, obiekty sportowe, hotele, szkoły będą pracowały w trybie hybrydowym, ograniczona zostanie też działalność galerii handlowych. Minister zdrowia nie wyklucza, że choć planuje się wprowadzenie lockdownu regionalnie, to może się okazać, że do czerwonej strefy trafi cały kraj

W programie „Onet Rano” dr Paweł Grzesiowski ocenił, że „jeżeli chodzi o zapobieganie, to już jesteśmy trochę spóźnieni”. - Dwa tygodnie temu należało zamykać poszczególne powiaty, żebyśmy osiągnęli zmniejszenie fali - stwierdził, dodając, że mamy już bardzo dużą liczbę zachorowań i wygaszenie tej fali będzie nas bardzo dużo kosztować.

Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z Covid-19 porównał epidemię do powodzi. - Jak przegapimy moment, w którym trzeba śluzy, to woda zaleje tereny poniżej pękniętego wału. Mogliśmy wprowadzać lokalne lockdowny z końcem stycznia, kiedy widać było pierwsze powiaty ze wzrostem zachorowań. Obawiam się, że znów się skończy na zamknięciu całego kraju i znów będziemy przez miesiąc zostawać w domach. A można było tego uniknąć - stwierdził.

Dr Grzesiowski podkreślił, że jeśli w kolejnych województwach będą wprowadzane lockdowny, „to znaczy, że ten plan się nie udał”. - Epidemia szerzy się takimi skokami i wyspami. I później wirus przeskakuje na inny powiat. Trochę, jak pożar w lesie. Moim zdaniem przegapiono moment, kiedy lokalne zamknięcia mogły powstrzymać tę falę - ocenił.