- Nie miałem jeszcze dziesięciu lat, chyba właśnie skończyła się druga wojna światowa. I nagle wybuchła epidemia cholery, rozchodziła się po kraju. Trwało to około dwóch miesięcy, została pokonana. Pamiętam, jaki byłem wówczas czujny i ostrożny. Szkół nie zamknięto, inaczej niż teraz za koronawirusa. Bardzo dobrze zajmowali się nami nauczyciele i opiekunowie. Byli to zarówno Tunezyjczycy, jak i Francuzi, to się działo jeszcze w czasach kolonialnych - opowiada mi Ahmed Unajes, emerytowany dyplomata, który w 2011 roku, tuż po obaleniu dyktatora Zina al-Abidina Ben Alego był krótko ministrem spraw zagranicznych Tunezji.
MAŁE OTWARCIE OD 4 MAJA
Wtedy nie zamknięto też firm czy meczetów, teraz prawie wszystko jest zamknięte, jak w krajach Zachodu. Władze w połowie marca wprowadziły restrykcje na dwa tygodnie, później je przedłużano.
4 maja ma się zacząć powolne odmrażanie. Najpierw pracę będą mogły wznowić firmy jedno- czy dwuosobowe, a z większych te, które produkują na eksport, to ma być sposób na częściowe zrekompensowanie strat w kluczowym sektorze turystycznym.
Rangę symbolu zyskuje zapowiedź wznowienia od poniedziałku poboru opłat na bramkach autostrad (nielicznych, ale za to w atrakcyjnych turystycznie regionie nadmorskim). Ale raczej, z powodów higienicznych, nie będzie można płacić monetami.