W Danii już dwa tygodnie temu zdecydowano się na otwarcie przedszkoli i szkół dla młodszych dzieci (uczęszczających do klas od pierwszej do piątej), a następnie 20 kwietnia umożliwiono wznowienie działalności fryzjerom i innym małym firmom, po tym, jak zmniejszyła się liczba notowanych zakażeń i zgonów.
„Nic nie wskazuje na to, że epidemia COVID-19 przyspiesza” - stwierdził Statens Serum Institut, duński instytut badawczy, odpowiedzialny m.in. za zwalczanie i zapobieganie chorobom zakaźnym.
Tak zwany „wskaźnik R”, reprodukcji wirusa, który oznacza średnią liczbę kolejnych zakażeń, wywoływanych przez jedną zakażoną osobę wirusem, nieznacznie wzrósł w ciągu ostatnich dwóch tygodni, ale utrzymuje się poniżej 1,0. W większości krajów rządy z poluzowaniem ograniczeń czekają na zejście wskaźnika właśnie poniżej 1,0. Taka wartość oznacza, że każda zakażona osoba przenosi wirusa na mniej niż jedną kolejną.
W Danii, która jako jedna z pierwszych w Europie zdecydowała się na wprowadzenie surowych ograniczeń, z powodu COVID-19 do czwartku włącznie zmarły 492 osoby. W kwietniu liczba osób hospitalizowanych systematycznie spada.
- Nic nie wskazuje na to, że częściowe ponowne otwarcie spowodowało większe rozprzestrzenianie się infekcji - powiedział cytowany przez Reuters Christian Wejse, naukowiec z wydziału chorób zakaźnych na Uniwersytecie w Aarhus. Dodał, że nic nie wskazuje na wystąpienie drugiej fali zachorowań. - Takie były obawy, ale wcale tego nie widzę - stwierdził.