Kolejki do wejść w metrze pojawiły się 15 kwietnia, gdy władze wprowadziły w Moskwie przepustki, a policja zaczęła je kontrolować właśnie tam. Wyjaśnia to ewentualnie wzrost liczby zachorowań w stolicy, ale już nie poza nią.
Drugą tajemnicą pozostaje niewielka liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa (np. 13 razy mniejsza niż w Hiszpanii, gdzie w poniedziałek było tylko o 47 tys. więcej chorych). W zeszłym tygodniu dane o śmiertelności w kraju zniknęły z internetowej strony rosyjskiego urzędu statystycznego. Ale w poniedziałek swoje opublikowały moskiewskie urzędy stanu cywilnego i nagle okazało się, że w porównaniu z kwietniem ubiegłego roku w mieście jest o 20 proc. więcej zmarłych – ok. 2 tysięcy.
„Myślę, że w tych 2 tysiącach jest wielu zmarłych od koronawirusa. Sądząc z różnic między rosyjską i światową statystyką, od początku (w Rosji) wydano rozkaz zaniżania śmiertelności ofiar epidemii, by propaganda mogła kłamać o sukcesach naszej ochrony zdrowia" – stwierdził aktor Michaił Nowikow. Jednak sprzeciwił się temu opozycjonista Dmitrij Gudkow: – Boję się, że sytuacja jest o wiele prostsza – wśród nich mogą być ludzie, którym odmówiono (z powodu epidemii – przyp. red.) pomocy w leczeniu ich głównych schorzeń: raka, chorób serca etc.
Jednak moskiewski pulmonolog Andriej Czerniajew twierdzi, że to z powodu różnic w liczeniu chorych. Na Zachodzie wszystkich zmarłych, u których stwierdzono Covid-19, zalicza się do ofiar epidemii, w Rosji zaś próbują rozróżniać śmierć od koronawirusa i z innych przyczyn, nawet jeśli u zmarłego wykryto Covid-19. – Uważam, że Rosja robi prawidłowo, gdy inne kraje (np. Belgia) popełniają błąd – powiedział.