Kalendarz rozgrywek już kilka tygodni temu był w strzępach. Szczypiorniści w całości rozegrali tylko trzy serie rundy jesiennej. Czwartą przełożono, kiedy ogniskiem koronawirusa okazało się zgrupowanie reprezentacji. Związek Piłki Ręcznej w Polsce (ZPRP) odwołał turniej finałowy Pucharu Polski i trofeum nie przyzna. Ligowcy w październiku na boisko wybiegli tylko dziesięć razy.
Pandemia nie zrujnuje sezonu, bo PGNiG Superliga była gotowa na jesienny kontratak koronawirusa. Latem organizator rozgrywek poinformował, że nie będzie fazy play-off i kwestia mistrzostwa Polski rozstrzygnie się w rundzie zasadniczej, dzięki czemu w kalendarzu pojawiło się miejsce na przekładanie spotkań.
- Nie widzę też przeszkód, aby sezon trwał do czerwca albo lipca. Kiedyś federacja sugerowała, aby kończyć rozgrywki przed turniejem finałowym Ligi Mistrzów, ale nikt nie wie, czy w ogóle się on odbędzie - mówi „Rzeczpospolitej” prezes PGNiG Superligi Marek Janicki.
Regularnie swoje mecze rozgrywa dziś tylko Łomża VIVE Kielce. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa w październiku zaliczyli aż siedem występów, bo rywalizację ligową łączą z europejskimi pucharami. Koronawirus początkowo w Kielcach rozłożył tylko Michała Olejniczaka. Ten leczył jednak kontuzję stopy i nie miał kontaktu z kolegami, dzięki czemu mistrzowie kraju uniknęli kwarantanny.
Po drugiej stronie rzeki są Orlen Wisła Płock oraz Chrobry Głogów. To ekipy, które w październiku na boisku nie pojawiły się ani razu. Spotkanie Chrobrego z Azotami Puławy przełożono w dniu meczu. - Powinien być limit czasu na zgłoszenie takiej sytuacji i jeśli ktoś go przekroczy, przegrywa walkowerem - irytował się przed kamerą TVP Sport szkoleniowiec ekipy z Puław Lars Walther.