Nic nie wskazuje na to, że armia brytyjska na Krymie okazała większą niekompetencję i lekkomyślność niż w innych wojnach – zwłaszcza wobec finalnego zwycięstwa nad Rosją. Mimo to oblężenie Sewastopola trafiło do kanonu najbardziej dyletanckich operacji wojskowych w historii, ale jednocześnie tę samą kampanię uznaje się za pierwszą nowoczesną wojnę i próg współczesności. W opiniach nie ma sprzeczności, gdyż mają tę samą przyczynę – gwałtowne przyspieszenie tempa, w jakim rozpowszechnia się informacja. Od tej pory środki przekazu pokochały wojnę, a walczące armie z różnym skutkiem próbują okiełznać medialny żywioł.
Jak powstają parówki
Początkowo Rosja miała przewagę komunikacyjną nad aliantami. Wprawdzie telegraf optyczny działał wolniej od elektrycznego, ale funkcjonował, dostarczając wiadomości z Krymu do Petersburga w dwie doby. Sprzymierzeni w Bałakławie mieli tylko żeglugę lub najbliższą stację telegraficzną w Bukareszcie leżącym 700 km od Krymu. Przy tym osmański port w Warnie, dokąd informacje trafiały parowcem, nie miał łączności kolejowej ze światem, zatem prędkość przekazu leżała w końskich kopytach. W sprzyjających okolicznościach wiadomość odczytano w Londynie po tygodniu, a nawet później.
Problem rozwiązał radykalny krok bez precedensu, o znaczeniu przerastającym wojnę. Brytyjczycy połączyli Bałakławę z Warną podmorskim kablem telegraficznym, co z wykonanym przez Francuzów lądowym odcinkiem łącza skróciło czas komunikacji do pięciu godzin, bez względu na porę dnia i pogodę. Jakkolwiek z założenia prowizoryczna, w 1854 r. instalacja była sensacyjnym wyczynem, patrząc na nowinkarski charakter idei.
Możliwość śledzenia odległych zdarzeń w czasie niemal rzeczywistym sama w sobie ekscytowała opinię publiczną, a podsycanie emocji służyło spółkom telegraficznym i producentom sprzętu, którym wojna spadła z nieba niczym darmowa kampania marketingowa. Interes wiązał ich z prasą, gdyż za drobną cenę gazety każdy mógł obcować z cudem techniki, co windowało nakłady i zyski wydawców. Choć nowe rotacyjne prasy drukarskie zapełniały 20 tys. szpalt na godzinę, popytu starczyło dla nowych tytułów – np. dla słynnego „Daily Telegraph" założonego pod wpływem krymskiej koniunktury. Niektórzy przestali obracać w żart powiedzonko, że wojnę wywołano dla napędzenia pieniędzy gazetom.
Amerykańscy żołnierze po zamordowaniu mieszkańców My Lai (16 marca 1968 r.) spalili wioskę. W 2009 r. Ronald Haeberle przyznał, że zniszczył wiele zdjęć, które zrobił podczas masakry w My Lai – głównie tych dokumentujących zbrodnie Amerykanów