W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że testy wykazały obecność koronawirusa SARS-CoV-2 u kolejnych 34 151 osób - to najwyższa dobowa liczba nowych przypadków od początku epidemii. W związku z sytuacją epidemiczną rząd wprowadzi kolejne ograniczenia praw obywatelskich i możliwości prowadzenia działalności gospodarczej.

Zamknięte zostaną przedszkola i żłobki (z wyjątkami), wielkopowierzchniowe detaliczne sklepy budowlane i meblowe oraz salony fryzjerskie i kosmetyczne. Zaostrzone zostaną limity osób mogących jednocześnie przebywać w miejscach kultu religijnego oraz dużych sklepach. Działalność obiektów sportowych zostanie ograniczona wyłącznie dla sportu zawodowego. Te i dotychczas wprowadzone obostrzenia mają obowiązywać od najbliższego weekendu do 9 kwietnia.

O trudnej sytuacji w Warszawie opowiada Onetowi ratownik medyczny Michał Drożdż. - Dzisiaj system padł ostatecznie. Nigdzie nie ma miejsc, a pacjenci utknęli w karetkach - relacjonuje.

- W trakcie ostatniego dyżuru już wszystkie szpitale, do których jeździliśmy, odmawiały przyjęcia lub kazały nam czekać na "zwolnienie" łóżka. Gdy jeździliśmy po całym mieście z jedną pacjentką, to po trzech godzinach już kończył nam się tlen. Mieliśmy go jeszcze maksymalnie na godzinę... Generalnie jest bardzo źle - mówi.

Ostatecznie pacjentka pacjentka po około 20 godzinach od wezwania pogotowia trafiła do placówki w Kozienicach. - To jest obecna rzeczywistość - mówi ratownik.