Amerykański dziennik „New York Times", powołując się na zachodnie służby bezpieczeństwa, podaje, że co najmniej od dziesięciu lat na terenie Europy działa tajna jednostka do zadań specjalnych. Ma numer 29 155 i należy do rosyjskiego wywiadu wojskowego (GRU). Siedziba jednostki mieści się na terenie 161. obozu szkoleniowego leżącego na wschodzie Moskwy. Wśród funkcjonariuszy jednostki są weterani, którzy uczestniczyli w konfliktach zbrojnych w Afganistanie, Czeczenii i na Ukrainie. Na ich czele stoi generał Andriej Awerianow, odznaczony medalem Bohatera Rosji weteran wojny w Czeczenii.
Przeprowadzane przez tę jednostkę operacje są na tyle tajne, że funkcjonariusze innych jednostek GRU nie wiedzą o istnieniu jednostki 29 155.
O niektórych z tych operacji usłyszał cały świat. „NYT" twierdzi, że funkcjonariusze tej jednostki byli zaangażowani w kampanię dotyczącą „destabilizacji Mołdawii". Prawie co roku w Kiszyniowie zmienia się premier i upada rząd. Państwo od lat jest rozdzierane pomiędzy prorosyjskimi siłami, oligarchami i prorumuńskimi ugrupowaniami.
Innym dziełem tej jednostki, jak twierdzi amerykański dziennik, miał być udaremniony zamach stanu w Czarnogórze w 2016 roku. Wtedy organy ścigania w Podgoricy informowały, że w przewrót zaangażowano nawet 500 dywersantów, wśród których było wielu obywateli Serbii i Rosji. Mieli się podzielić na mniejsze grupy, zająć budynek parlamentu i wywołać masowe zamieszki. Jedna z tych grup miała zabić premiera kraju Milo Djukanovicia. Wszystko po to, by nie dopuścić do wstąpienia kraju do NATO. Czarnogóra jest członkiem sojuszu od czerwca 2017 roku. Moskwa wciąż wszystkiemu zaprzecza.
– Nie jesteśmy zainteresowani destabilizacją sytuacji w Europie. Chcemy sprzedawać gaz do UE – mówi „Rzeczpospolitej" płk. Igor Korotczenko, redaktor naczelny czasopisma „Nacjonalna Obrona" związanego z rosyjskim resortem obrony. – Zachodnie media ciągle wylewają brudy na Rosję, to fantazje. Kto wysyła jakieś jednostki dywersyjne do państw Europy w XXI wieku? Prędzej utworzylibyśmy prorosyjską grupę w polskim parlamencie czy w Parlamencie Europejskim. Teraz są inne metody – twierdzi.