Kilka dni temu grupa dzieci natrafiła w buszu na wyspie Manu należącej do Papui-Nowej Gwinei na wisielca. Był nim 28-letni Irańczyk, imigrant osadzony jak i pozostałych ponad 850 osób w szczelnie ogrodzonym obozie na wyspie. Zamierzał się osiedlić w Australii. Nie miał szans na realizację swego celu. Nie był pierwszym samobójcą w tym miejscu. Australia, mimo wielu tysięcy kilometrów wybrzeża, jest jednym z najbardziej strzeżonych państw na świecie. Dla imigrantów, tych nielegalnych, jak Irańczyk, nie ma na antypodach miejsca. Wyłapywani z łodzi wyruszających z wybrzeży Wietnamu, Indonezji czy nawet ze Sri Lanki w podróż do Australii osadzani są w specjalne przygotowanych obozach na wyspie Manu czy Nauru, gdzie znajduje się już 1200 imigrantów.
Oba państwa otrzymują z Australii setki milionów dolarów za użyczenie swego terytorium, ale zaczynają mieć coraz większe wątpliwości, czy tak zarobione pieniądze da się pogodzić z zasadami moralnymi. ONZ-owska komisja ds. uchodźców zareagowała właśnie po raz kolejny na wydarzenia w obozie na wyspie Manu, krytykując rząd w Canberze za łamanie praw człowieka.
Warunki w australijskich obozach dla nielegalnych imigrantów są określane w mediach mianem tragicznych (złe wyżywienie i brak higieny). Najwięcej sprzeciwów budzi pozbawienie osadzonych tam imigrantów wolności. Nie ma sposobu na odstawienie ich do krajów pochodzenia, gdyż nie posiadają dokumentów, a poszczególne państwa nie przyjmują osób o wątpliwej przeszłości. Australia gotowa jest nawet za to płacić . Jak w wypadku Kambodży, której reżim zainkasował już z tego tytułu prawie 30 mln dol. USA. Nie zmienia to sytuacji.
Impas trwa i nie wygląda na to aby coś miało się zmienić. Australijski rząd nie zamierza rezygnować z uruchomionego jeszcze w 2013 roku Operation Sovereign Borders (Operacja Suwerenne Granice). Australijska marynarka wojenna dołączyła wtedy do innych służb patrolowych wybrzeża. Granice stały się tak szczelne. – Prowadzimy aktywną politykę imigracyjną i przyjmujemy także przybyszów z pobudek humanitarnych – twierdzi rząd w Canberze, odpierając wszelkie oskarżenia o prowadzenie brutalnej polityki imigracyjnej.
W ostatnich dwu dziesięcioleciach państwo na antypodach przyjmuje z przyczyn humanitarnych ok. 12–13 tys. imigrantów rocznie. Dodatkowo przyjęto w ostatnich dwu latach niemal 20 tys. uchodźców z Syrii i Iraku. Jednak w kilku latach przed operacją Sovereign Borders do Australii dotarło co najmniej 20 tys. osób na łodziach. Tak jak to uczynili pierwsi boat people, uchodźcy z Wietnamu, którzy w kwietniu 1976 roku wylądowali w Darwin. Australijczyków wietnamskiego pochodzenia jest w tej chwili ponad 200 tys. Większość z nich przybyła później samolotami, także w ramach programu łączenia rodzin. Temu chce zapobiec obecnie Canberra. Stąd porozumienia z Papuą-Nową Gwineą oraz Nauru o utworzeniu tam obozów. Jesienią tego roku obóz na wyspie Manu ma zostać zlikwidowany. Taka jest decyzja Papui-Nowej Gwinei, której Sąd Najwyższy uznał, że nie do pogodzenia z konstytucją kraju jest pozbawienie na jego terytorium kogokolwiek wolności bez wyroku sądowego. – Obóz niszczy reputację naszego kraju, musi zostać zlikwidowany – orzekł wtedy Peter O'Neill, premier Papui-Nowej Gwinei. Osadzone w nim osoby zostaną zapewne przetransportowane na australijską Wyspę Bożego Narodzenia na Oceanie Indyjskim.