Jak zatem sensownie planować pomoc dla uchodźców, tak aby była ona skuteczna i zaspokajała potrzeby tych osób?
Inna jest sytuacja w Polsce, a inna w Ukrainie, gdzie mamy do czynienia z migracją wewnętrzną, a z powodu wojny coraz gorzej działa łańcuch dostaw żywności, wody, energii elektrycznej i leków. Zniszczone są też szpitale. Tam jest potrzebna pomoc rzeczowa. Trzeba też prowadzić negocjacje, aby z jednej strony do oblężonych miast dostarczać potrzebne rzeczy, z drugiej poprzez korytarze humanitarne wypuszczać z nich ludzi. Kolejny kanał pomocy polega na wspieraniu ludzi będących w ruchu, gdy nie wiemy dokładnie, ilu ich jest, gdzie się znajdują i jakie mają potrzeby. Ostatnią grupą są osoby, które już znalazły miejsce pobytu. Możemy rozpoznać ich potrzeby i na nie odpowiedzieć.
Czy Ukraińcy przebywający dziś w Polsce wrócą do swojego kraju?
Mamy do czynienia ze specyficzną demografią migracji. Dominują kobiety, dzieci, osoby starsze i niepełnosprawne. To nie jest migracja rodzin, które chcą się osiedlić. Dlatego w pewnym momencie powinien nastąpić etap łączenia rodzin. Wiele osób, które wyjeżdża, zakłada, że zaraz wróci do swojego kraju, bo tam zostawili wszystko. Nie wiemy, jak się rozwinie konflikt. Zakładam jednak, że ci, którzy walczą za Ukrainę, gdy osiągną sukces, będą chcieli, aby ich rodziny wróciły. I będą chcieli odbudować kraj.
Można odnieść wrażenie, że w Polsce popełniane są błędy na poziomie zaopatrzenia uchodźców. Tony ubrań gniją przy granicy. Jak tego uniknąć?
To wynika z błędnego rozpoznania potrzeb. W logistyce humanitarnej najpierw identyfikujemy potrzeby, a potem je zaspokajamy. To, o czym pan mówi, to nieprzesortowane, niechciane dary. Ludziom się wydaje, że komuś coś jest potrzebne, a potem takie rzeczy zapychają system transportu, zajmują miejsca w magazynach, angażują kierowców i wymagają sortowania. Efekt jest odwrotny do zamierzonego. Statystyki mówią, że nawet do 60 proc. takich darów ląduje na śmietnikach.