Na parkingu pod przemyskim Centrum Pomocy Humanitarnej (CPH) wielki ruch. Kiedyś parkowali tu klienci hipermarketu Tesco. Dziś w hali pozostałej po centrum handlowym jest noclegownia dla uchodźców, punkty informacyjne i magazyn pomocy humanitarnej.
- Cała moja wieś pod Kijowem jest zniszczona. Musiałem uciekać – mówi łamiącym się głosem starszy mężczyzna o zmęczonej twarzy. Na rękach niesie małego ratlerka. Pies niespokojnie się rozgląda. Nieprzyzwyczajony do tłumów ludzi i spalin z samochodów. Po chwili obaj wsiadają do autobusu na duńskiej rejestracji. Autobus odjeżdża i wiezie uciekinierów z Ukrainy w głąb Europy, do świata gdzie nie ma jeszcze wojny.
Czytaj więcej
Papież Franciszek wezwał Władimira Putina do zaprzestania „masakry” na Ukrainie, ostrzegając, że w efekcie wojny na Ukrainie miasta mogą „zamienić się w cmentarze”.
Na parkingu stoi kilkanaście autobusów z różnych krajów Europy: z Niemiec, Włoch, Francji, Hiszpanii i wielu innych. Co chwila wyjeżdżają. Ale zanim zabiorą uchodźców, ich kierowcy muszą się zapisać w specjalnym rejestrze. I to osobiście. Dlatego jedna z sal w byłym centrum handlowym pełna jest kierowców stojących w długim ogonku. Słychać rozmowy po niemiecku i angielsku.
- Wprowadziliśmy ten system, by mieć jakąś dokumentację, kto zabiera uchodźców, dokąd jedzie i kogo bierze na pokład – informuje mnie jeden z około pięciuset wolontariuszy pracujących w CPH. I wyjaśnia: przy takim gigantycznym przepływie uchodźców pojawia się ryzyko porwań, handlu ludźmi i wielu innych patologii. I choć takiej rejestracji kierowców nie wymaga właśnie uchwalona specustawa o uchodźcach, to sami Ukraińcy ostrzegają się wzajemnie: róbcie zdjęcia pojazdom i kierowcom, do których wsiadacie, wysyłajcie je znajomym.