Odwaga interpretacji

Gdy wiele muzeów jest niedostępnych, „Rozmowy obrazów" inspirują nas do podróży przez świat sztuki. Dostajemy zachętę do gry w skojarzenia.

Aktualizacja: 17.08.2020 20:23 Publikacja: 17.08.2020 17:45

Odwaga interpretacji

Foto: materiały prasowe

Pomysł polega na łączeniu słynnych dzieł w pary lub niewielkie grupy, by pokazać, że namalowane w różnych epokach i miejscach obrazy, odległe od siebie nieraz o setki lat – miewają wiele wspólnych elementów – ich autorzy podejmują podobne tematy, przetwarzają podobne motywy, a niekiedy świadomie je od siebie zapożyczają.

- W przypadku Bacona zestawienie go z Velázquezem było oczywiste – Francis Bacon, wielbiciel malarstwa Diega Velázqueza, sięgnął do „Portretu Innocentego X” i w wielu własnych reinterpretacjach tego dzieła pokazał papieża takim, ja­kim nie mógłby go przedstawić na oficjalnym zamówieniu żaden z dawnych artystów – wyjaśnia Grażyna Bastek. - Z kolei połączenie wizerunków własnych Albrechta Dürera i Caravaggia wyzna­cza dwie skrajności w sztuce autoportretu. Jeden aspiruje na wzór Chrystusa do roli kreatora i zbawcy sztuki, drugi jako skruszony grzesznik poprzez swoje dzieło prosi o przeba­czenie. Niektóre tropy podsuwali sami artyści. David Hockney wspomniał kiedyś, że jego obraz „Mr and Mrs Clark and Percy” znalazł się w zestawieniu 10. najbardziej znanych obrazów w kolekcjach brytyjskich obok „Małżeństwa Arnolfinich” Johannesa van Eycka. Oba obrazy są portretami zaślubionych par, chociaż inaczej przedstawiają instytucję małżeństwa.

Zdaniem autorki najbardziej zaskakującym dla czytelników połączeniem może być zestawienie XV-wiecznego dyptyku Maartena van Nieuwehove Hansa Memlinga z XX-wiecznym „Dyptykiem Marilyn” Andy’ego Warhola.

- Mają podobną formę – tłumaczy Grażyna Bastek. - Ten Memlinga jest konwencjonalnym dziełem z XV wieku, jakie masowo powstawały w tamtym czasie w Niderlandach. Na jednej kwaterze widnieje Madonna z Dzieciątkiem, a na drugiej – patron. Zresztą, to właśnie patron był zazwyczaj ciekawiej malowany niż Madonna, którą przedstawiano konwencjonalnie. Akurat ten dyptyk jest wyjątkowy, bo tu sztampy jest mało. Natomiast u Warhola na jednym skrzydle widzimy zestawienie zwielokrotnionego barwnego wizerunku Marylin Monroe, przetworzonego ze słynnego fotosu z „Niagary”, a na drugim – czarno-białe zdjęcia, które zanikają i rozmywają się. Giną w niebycie. W jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z adoracją. Marylin zastąpiła Madonnę. To jednak tylko moje osobiste skojarzenia, być może czytelnicy będą mieli inne, np. związane z przemijaniem.

Wśród kilkudziesięciu dzieł, o których opowiada książka tylko dwa znajdujące się w polskich zbiorach.

- Odwoływałam się do obrazów najbardziej znanych i to nie tylko miłośnikom sztuki. Zajmuję się sztuką dawną, więc w książce jest sporo dzieł dawnych mistrzów europejskich. W Polsce nie mamy zbyt wielu dzieł klasy Dürera, Velázqueza, Tycjana czy Caravaggia. Jest „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci, dzieła Rembrandta, obrazy Bellotta i…niewiele więcej. Włączyłam do książki te obrazy z polskich zbiorów, które wydały mi się najbardziej intrygujące i to one rozmawiają z dziełami z zagranicznych kolekcji.

Na pytanie, czy mogłyby się spotkać ze sobą na wystawie obrazy zestawione w książce, autorka odpowiada:

- Raczej nie. Są tak cenne dla kolekcji, w których się znajdują, że ich wypożyczenie jest bardzo trudne. Ale zdarzały się pojedyncze zestawienia jak choćby na monograficznej wystawie Francisa Bacona w Wiedniu „Bacon i tradycja malarska”. Obok jego dzieł były obrazy innych mistrzów, choć przywoływanego przez mnie portretu papieża Innocentego X pędzla Velázqueza – niestety nie. Wypożyczono natomiast inne renesansowe, papieskie i kardynalskie portrety, ale też dzieła Rembrandta, czy van Gogha.

Tropy, którymi podąża autorka często nie są oczywiste dla czytelnika, jednak – jak zapewnia autorka – nie wymagają znajomości historii sztuki.

- Książka ma ośmielać do samodzielnego patrzenia, kojarzenia – mówi Grażyna Bastek. - W sztuce nie ma jednej właściwej interpretacji. „Rozmowy obrazów” są dla tych, którzy chcą i lubią patrzeć i wcale nie muszą zbyt wiele wiedzieć. Nie zalewam czytelników przypisami, ani nadmiarem wiedzy. Podaję esencję współczesnej wiedzy o wybranych do książki dziełach, ale też wybór różnorodnych skojarzeń, aby zachęcić czytelników do samodzielnego żonglowania znanymi sobie obrazami. Wystarczy mieć odwagę. Warsztat historyków sztuki jest często bezradny wobec interpretacji dawnych obrazów, zazwyczaj nie ma jednej, właściwej wykładni. Długo posługiwano się ikonologią, w myśl której obraz można przeczytać jak rebus łącząc narracyjnie wszystkie namalowane symbole. Ale wcale tak nie jest, o czym przekonuje choćby słynny tryptyk „Ogród rozkoszy” Hieronima Boscha, który jest tak wielowątkowy i skomplikowany, że sprawdza się tu szczególnie zasada: „im więcej wiesz, tym więcej widzisz”. Obraz mógł być odczytywany za każdym razem inaczej, bo przecież inaczej rozumieli go dworzanie, inaczej humaniści. Tego typu dzieła są wciąż otwarte na naszą wrażliwość i nawet osobiste skojarzenia.

Najczęściej obrazy wcale nie są tak skomplikowane jak myśleli ikonolodzy. Po pierwsze – malarz był tylko utalentowanym narzędziem w rękach zleceniodawców. O treściach obrazu decydował zamawiający, często po to, by epatować statusem społecznym albo pokazać swoje aspiracje, w tym jedną z najważniejszych - odnoszącą się do zbawienia.

Pierwszy tom „Rozmów obrazów” wydanych przez PWN jest skoncentrowany na kwestiach treści - tematów, wątków, zapożyczeń, drugi, zapowiadany na październik - na zagadnieniach artystycznych.

- Zestawiam w nim obrazy dawnych i współczesnych mistrzów by pokazać, że problemy malarskie takie jak kolor, światło, iluzja, perspektywa – są dla artystów kluczowe pomimo upływu setek lat mówi Grażyna Bastek. - Można powiedzieć, że Rothko jest Tycjanem XX wieku, tak jak analogicznie Pollock - Tintorettem naszych czasów. W ten sposób oba tomy się uzupełniają – jeden jest o treściach obrazów, a drugi o sposobach ich malowania.

 

 

 

Pomysł polega na łączeniu słynnych dzieł w pary lub niewielkie grupy, by pokazać, że namalowane w różnych epokach i miejscach obrazy, odległe od siebie nieraz o setki lat – miewają wiele wspólnych elementów – ich autorzy podejmują podobne tematy, przetwarzają podobne motywy, a niekiedy świadomie je od siebie zapożyczają.

- W przypadku Bacona zestawienie go z Velázquezem było oczywiste – Francis Bacon, wielbiciel malarstwa Diega Velázqueza, sięgnął do „Portretu Innocentego X” i w wielu własnych reinterpretacjach tego dzieła pokazał papieża takim, ja­kim nie mógłby go przedstawić na oficjalnym zamówieniu żaden z dawnych artystów – wyjaśnia Grażyna Bastek. - Z kolei połączenie wizerunków własnych Albrechta Dürera i Caravaggia wyzna­cza dwie skrajności w sztuce autoportretu. Jeden aspiruje na wzór Chrystusa do roli kreatora i zbawcy sztuki, drugi jako skruszony grzesznik poprzez swoje dzieło prosi o przeba­czenie. Niektóre tropy podsuwali sami artyści. David Hockney wspomniał kiedyś, że jego obraz „Mr and Mrs Clark and Percy” znalazł się w zestawieniu 10. najbardziej znanych obrazów w kolekcjach brytyjskich obok „Małżeństwa Arnolfinich” Johannesa van Eycka. Oba obrazy są portretami zaślubionych par, chociaż inaczej przedstawiają instytucję małżeństwa.

Rzeźba
Ai Weiwei w Parku Rzeźby na Bródnie
Rzeźba
Ponad dwadzieścia XVIII-wiecznych rzeźb. To wszystko do zobaczenia na Wawelu
Rzeźba
Lwowska rzeźba rokokowa: arcydzieła z muzeów Ukrainy na Wawelu
Sztuka
Omenaa Mensah i polskie artystki tworzą nowy rozdział Biennale na Malcie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzeźba
Rzeźby, które przeczą prawom grawitacji. Wystawa w Centrum Olimpijskim PKOl