Pomysł polega na łączeniu słynnych dzieł w pary lub niewielkie grupy, by pokazać, że namalowane w różnych epokach i miejscach obrazy, odległe od siebie nieraz o setki lat – miewają wiele wspólnych elementów – ich autorzy podejmują podobne tematy, przetwarzają podobne motywy, a niekiedy świadomie je od siebie zapożyczają.
- W przypadku Bacona zestawienie go z Velázquezem było oczywiste – Francis Bacon, wielbiciel malarstwa Diega Velázqueza, sięgnął do „Portretu Innocentego X” i w wielu własnych reinterpretacjach tego dzieła pokazał papieża takim, jakim nie mógłby go przedstawić na oficjalnym zamówieniu żaden z dawnych artystów – wyjaśnia Grażyna Bastek. - Z kolei połączenie wizerunków własnych Albrechta Dürera i Caravaggia wyznacza dwie skrajności w sztuce autoportretu. Jeden aspiruje na wzór Chrystusa do roli kreatora i zbawcy sztuki, drugi jako skruszony grzesznik poprzez swoje dzieło prosi o przebaczenie. Niektóre tropy podsuwali sami artyści. David Hockney wspomniał kiedyś, że jego obraz „Mr and Mrs Clark and Percy” znalazł się w zestawieniu 10. najbardziej znanych obrazów w kolekcjach brytyjskich obok „Małżeństwa Arnolfinich” Johannesa van Eycka. Oba obrazy są portretami zaślubionych par, chociaż inaczej przedstawiają instytucję małżeństwa.
Zdaniem autorki najbardziej zaskakującym dla czytelników połączeniem może być zestawienie XV-wiecznego dyptyku Maartena van Nieuwehove Hansa Memlinga z XX-wiecznym „Dyptykiem Marilyn” Andy’ego Warhola.
- Mają podobną formę – tłumaczy Grażyna Bastek. - Ten Memlinga jest konwencjonalnym dziełem z XV wieku, jakie masowo powstawały w tamtym czasie w Niderlandach. Na jednej kwaterze widnieje Madonna z Dzieciątkiem, a na drugiej – patron. Zresztą, to właśnie patron był zazwyczaj ciekawiej malowany niż Madonna, którą przedstawiano konwencjonalnie. Akurat ten dyptyk jest wyjątkowy, bo tu sztampy jest mało. Natomiast u Warhola na jednym skrzydle widzimy zestawienie zwielokrotnionego barwnego wizerunku Marylin Monroe, przetworzonego ze słynnego fotosu z „Niagary”, a na drugim – czarno-białe zdjęcia, które zanikają i rozmywają się. Giną w niebycie. W jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z adoracją. Marylin zastąpiła Madonnę. To jednak tylko moje osobiste skojarzenia, być może czytelnicy będą mieli inne, np. związane z przemijaniem.
Wśród kilkudziesięciu dzieł, o których opowiada książka tylko dwa znajdujące się w polskich zbiorach.