Rodin od początku przekonany był o jej ogromnym talencie, świadczą o tym jego słowa: „Panna Claudel stała się moim najznakomitszym asystentem, konsultuję się z nią we wszystkich sprawach". W rzeczywistości panna Claudel stała się nie tylko ulubioną asystentką, ale również niezastąpioną partnerką na długie dziesięć lat.
Z ich szaleńczej miłości urodziło się dwoje dzieci, których losy nie są, niestety, znane. Zostały najprawdopodobniej oddane do przytułku. Wspomina o nich w pamiętnikach Jessie Lipscomb, najbliższa przyjaciółka Camille. Z kolei z listów jej brata Paula wynika, że jego starsza siostra parokrotnie poddała się aborcji. Ta ostatnia w 1892 roku stała się bezpośrednią przyczyną zerwania z Rodinem. Kiedy Claudel starała się uniezależnić od swojego mistrza, znalazł on sobie nową kochankę w osobie Sophie Postolskiej, nowej asystentki polskiego pochodzenia. Daleko jej było do urody Camille, ale najwyraźniej łatwiej znosiła brak lojalności słynnego rzeźbiarza.
Sam Rodin zdawał się łatwiej akceptować obrót sytuacji i zwykł mówić o pięknej Camille: „Pokazałem jej, gdzie znajduje się złoto, ale złoto, które znalazła, należy tylko do niej".
Opinia ta niekoniecznie jest podzielana przez spadkobierców artystki, którzy od lat podważają wyłączność autorstwa niektórych rzeźb Rodina. O ile Angielka Jessie Lipscomb upoważniona była do pracy nad szatami postaci „Mieszczan z Calais", o tyle tajemnicą poliszynela jest, że jedyną osobą dopuszczaną do pracy nad stopami i rękoma postaci Rodina była Camille Claudel.
Funkcjonowanie jako samodzielnego artysty było dla kobiety pod koniec XIX wieku niezmiernie trudne, tym bardziej że rzeźbiarkę otaczał posmak skandalu związany z jej romansem z Rodinem. Jedynym oparciem moralnym Camille był jej starzejący się ojciec, zawsze pozytywnie nastawiony do kariery artystycznej najstarszej córki. Skrajnie odmienny stosunek mieli jej matka oraz brat Paul, znany podówczas pisarz i dyplomata francuski.
Rodin w tajemnicy starał się wspomagać materialnie swoją byłą kochankę (płacił na przykład czynsz za jej pracownię na wyspie Świętego Ludwika). Ona jednak czuła ogromne rozżalenie i coraz częściej składała na jego barki winę za wszelkie niepowodzenia, jakie ją spotykały: przegrane konkursy, brak zamówień, pogłębiającą się nędzę. Brak środków materialnych, niedożywienie oraz alkoholizm, w jaki popadła, spowodowały u niej paranoidalne reakcje. Miało to poważne konsekwencje. Matka i brat rzeźbiarki zaledwie pięć dni po śmierci ojca, na początku marca 1913 roku, wystąpili o umieszczenie jej w azylu psychiatrycznym. Spędziła w nim 30 lat. Nigdy więcej nie zobaczyła młodszej siostry ani matki. Brat odwiedził ja zaledwie parę razy.