Anna Szprynger - jedna z najbardziej cenionych autorek sztuki najnowszej w Polsce - znana jest odbiorcom przede wszystkim z precyzyjnej twórczości geometrycznej, obrazów pełnych białych linii rozpiętych w głębi czarnego tła. Podczas stołecznej wystawy „Jętki” prezentuje jednak dzieła, które określa jako wypowiedzi bardziej intymne: poruszająco kojące płótna przywodzące na myśl lżejsze od powietrza chmary owadów unoszące się nad wodnymi taflami. Spoza biogramu, wiadomo o artystce, że nie przepada za okrutnie pretensjonalną analizą, dlatego działanie ekspozycji na ciało przyrównać można do sceny z filmu „Jedz, módl się i kochaj” rozgrywającej się we włoskiej restauracji. Julia Roberts przedsięwzięła w niej naukę angielskich wyrazów: „therapist” - wymówiła, wskazując na karafkę pełną ciemnobordowego wina. Tytułowa jętka z wystawy po angielsku brzmiałaby natomiast „mayfly” - jak majowa muszka, wirująca w kameralnej chmarze całe życie długości od rana do wieczora.
Nocne życie wystawy
Podobnie jak przy powstających przez dekadę geometrycznych abstrakcjach, nad nową serią Anna Szprynger pracowała bardzo poważnie, godzinami malując każdy z obrazów, aż zaczął przypominać rozpraszający się w tle, ażurowy rój owadów. Jak twierdzi, mimo precyzyjnego plastycznego języka, nowe dzieła powstały z potrzeby wzięcia głębszego oddechu, działania bardziej intuicyjnego.