Jak podał w czwartek GUS, w sektorze przedsiębiorstw, obejmującym podmioty z co najmniej 10 pracownikami, w maju było 6174 tys. etatów (przeciętne zatrudnienie to liczba pełnych etatów, a nie pracowników), o 85 tys. mniej niż w kwietniu i o 206 tys. mniej niż rok wcześniej.
Ankietowani przez „Rzeczpospolita" ekonomiści przeciętnie szacowali, że zatrudnienie w maju zmalało o 2,6 proc. rok do roku. Na tym tle czwartkowe dane są rozczarowujące. Można jednak znaleźć w nich optymistyczne akcenty.
Przykładowo, w samym kwietniu przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw zmalało bardziej, o 153 tys. etatów. Przy tym pod względem dynamiki zatrudnienia maj zwykle jest gorszy od kwietnia (w ostatniej dekadzie zatrudnienie w maju rosło średnio o 0,3 tys. etatów, a w kwietniu średnio o 1,7 tys.). - Negatywne zmiany na rynku pracy wyhamowują, odzwierciedlając powrót popytu na pracę w obliczu odmrożenia gospodarki i wsparcie uzyskane przez przedsiębiorstwa w ramach działań antykryzysowych – ocenia Marta Petka-Zagajewska, kierownik zespołu analiz makroekonomicznych w PKO BP.
W czwartkowym komunikacie GUS podkreśla też, że spadek przeciętnego zatrudnienia w maju o 85 tys. nie oznacza, że sektor przedsiębiorstw faktycznie zwolnił tyle osób. Przedsiębiorstwa, które czasowo zmniejszyły wymiar etatów swoich pracowników, także raportują to jako spadek zatrudnienia w przeliczeniu na pełne etaty. Wśród pracujących nie uwzględniają też m.in. części osób, które pobierają zasiłki opiekuńcze i chorobowe lub przebywają na urlopach bezpłatnych (zależy to od czasu trwania przerwy). Ekonomiści z Santander Bank Polska i PKO BP zgodnie szacują, że w kwietniu zwolnienia odpowiadały za około 1/3 spadku liczby etatów. W maju i w kolejnych miesiącach rola zwolnień może być większa, nawet jeśli spadek zatrudnienia będzie dalej hamował.