Mamy w Polsce jeden z najniższych poziomów bezrobocia w UE, ale równocześnie szybko ubywa osób w wieku produkcyjnym. Społeczeństwo równocześnie się starzeje i się zmniejsza. Jaki to ma wpływ na gospodarkę?
To, jak się zmieniła sytuacja na rynku pracy w ciągu dwóch dekad – od państwa z najwyższą stopą bezrobocia do państwa z jedną z najniższych – nie jest zasługą żadnej partii, ale demografii. O ile w latach 50. rodziło się ponad 700 tys. dzieci rocznie (w 1955 r. – prawie 800 tys.), w latach 80. – ponad 650 tys., to w latach 90. – 500–550 tys., a w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia – już tylko średnio 380 tys. rocznie. Każdego roku przechodzą na emeryturę roczniki prawie dwukrotnie liczniejsze niż te, które na rynek pracy wchodzą. Zmniejszanie się liczby osób w wieku produkcyjnym rozpoczęło się już koło roku 2011, ale do tej pory ratował nas wzrost wskaźnika aktywności zawodowej. Tu są jeszcze pewne rezerwy, ale nie tak duże, aby móc spokojnie myśleć o trwałym wzroście gospodarczym przez kolejną dekadę. Bez zmian, a wcześniej bez poważnej dyskusji, nasza gospodarka „ugrzęźnie” na skutek braku pracowników. Pierwszą częścią tej debaty powinno być określenie, jakie działania rządu sprzyjają, a które nie, gospodarce stojącej przed wyzwaniem braku rąk do pracy. Drugą częścią powinno być zastanowienie się nad programem imigracji i asymilacji, tak aby zaprosić do nas osoby chcące pracować i przestrzegać naszych reguł. Przestajemy być krajem taniej siły roboczej. To jest dobra wiadomość, ale pojawia się równocześnie zasadnicze pytanie, czy na tych wyższych poziomach płac, wymuszonych przez demografię, wciąż jesteśmy jako kraj konkurencyjni? Ostatnie tygodnie przynoszą liczne informacje o zwolnieniach grupowych i przenoszeniu produkcji do tańszych krajów. To te branże, w których niski koszt pracownika jest na tyle kluczowy, że przy wyższych jego kosztach po prostu nie opłaca się tego robić w Polsce i firmy przenoszą się tam, gdzie jest taniej.
Pojawia się zasadnicze pytanie, czy na wyższych poziomach płac, wymuszonych przez demografię, wciąż jesteśmy jako kraj konkurencyjni? Ostatnie tygodnie przynoszą liczne informacje o zwolnieniach grupowych i przenoszeniu produkcji do tańszych krajów
Ta zmiana spowodowana jest po części administracyjnym agresywnym podnoszeniem płacy minimalnej?
Tak. Gdyby ktoś miał wątpliwości co do teorii, mocno ugruntowanej od dekad, która wskazuje, że wymuszanie zbyt agresywnych podwyżek płacy minimalnej, skutkuje dla części pracowników utratą pracy – a nie poprawą jej warunków – to ma dowód z natury. Część firm traci równowagę w rachunku ekonomicznym, zamyka całe zakłady i przenosi produkcję za granicę. Nie jest to zjawisko masowe, w tych przypadkach i tak skończyłoby się w ten sposób, bo presja rynkowa przesuwa zarobki na wyższe poziomy. Ale gdyby nie wymuszone regulacyjnie podwyżki płacy minimalnej, pracownicy tych zakładów popracowaliby dłużej. Niemcy, Czechy i Polska to trójkąt najniższego bezrobocia w całej UE, ale stawki wynagrodzeń znacznie się różnią: średnia płaca w przemyśle w tych krajach to odpowiednio 41, 18 i 15 euro za godzinę pracy. Firmy z Niemiec szukają oszczędności i przenoszą produkcję do nas, najwrażliwsze zaś na koszty pracy firmy w Polsce przenoszą się np. do Bułgarii i Rumunii, gdzie średnia stawka godzinowa to odpowiednio 9 i 11 euro. To, że w naszym rejonie Europy mamy tak niskie stopy bezrobocia, będzie także miało dalsze konsekwencje w niedalekiej przyszłości.
Firmy z Niemiec szukają oszczędności i przenoszą produkcję do nas, najwrażliwsze zaś na koszty pracy firmy w Polsce przenoszą się np. do Bułgarii i Rumunii, gdzie średnia stawka godzinowa to odpowiednio 9 i 11 euro
Jakie?
Kiedy przyjdzie wyraźniejsze ożywienie koniunktury na Zachodzie, czeka nas dalsza presja na wzrost płac – w pierwszym rzędzie w sektorach eksportujących. Firmy z tych sektorów, często oddziały międzynarodowych koncernów, które produkują w krajach tańszych, aby sprzedawać w krajach droższych, będą potrzebować dodatkowych pracowników w Polsce, a wobec ich braku na rynku, będą ich „podkupywać” z firm małych i mikro, które statystycznie oferują niższe zarobki. Sytuacja demograficzna będzie generowała presję na podwyżki, a jeśli do tego dołożą się znaczne podwyżki płacy minimalnej, mniejszym firmom będzie jeszcze trudniej. Działania w ramach polityki gospodarczej nie powinny tej presji wzmacniać, gdyż głównymi poszkodowanymi będą krajowe firmy małe i mikro. Ten proces i tak będzie zachodził, mamy stosunkowo dużo małych i mikro firm, ale chodzi o to, aby działalność państwa nie tworzyła dla nich dodatkowych wyzwań, aby nie były dla nich generowane dodatkowe koszty typu silna podwyżka płacy minimalnej czy niedawna silna podwyżka składki zdrowotnej w ramach tzw. Polskiego Ładu. Tak czy inaczej, rynek będzie się konsolidował, czeka nas dużo fuzji i przejęć, ale niech politycy dodatkowo nie podnoszą poprzeczki firmom małym i mikro.