Czytaj więcej
Mija rok od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. 24 lutego 2022 roku Rosjanie rozpoczęli swoją inwazję. Ofensywa, która w ocenie Kremla, miała potrwać kilka dni, przerodziła się w długotrwały konflikt.
Pamiętam, gdy w grudniu 2010 r. znaleźliśmy się w Gabinecie Owalnym Białego Domu i nagle wszedł również wiceprezydent Joe Biden, którego udział w rozmowach nie był przewidywany. Żachnąłem się żartobliwie: „Była ustalona formuła 1+5 po obu stronach” (prezydent plus pięć osób delegacji). Barack Obama odpowiedział z uśmiechem, że Joe chciał się spotkać z polskim prezydentem i dowiedzieć się, co Polacy myślą o polityce Rosji. Prezydent Bronisław Komorowski przekonywał, że sojusz atlantycki musi zmniejszyć swoje zaangażowanie w operacje „out of area”, a skupić się na tradycyjnej funkcji związanej z art. 5 traktatu, czyli na obronie terytorium państw członkowskich, właśnie z uwagi na rosnącą agresywność polityki Rosji.
Po Obamie nastał Donald Trump, który – jak wiemy – rozważał ze swymi doradcami, jak wyprowadzić USA z NATO. Na szczęście nie zdążył. Prezydent Biden po zwycięstwie wyborczym odnowił „zaślubiny” z sojuszem, potwierdzając fundamentalne znaczenie art. 5 i gotowość USA stania na jego straży. I bardzo szybko dostał od Putina okazję, aby udowodnić to w praktyce. Jak żaden z prezydentów USA po zimnej wojnie musiał się zmierzyć z otwartą, imperialną agresją nuklearnego mocarstwa na kraj w bezpośrednim sąsiedztwie sojuszu. I to mocarstwa, które oskarżało NATO i cały Zachód o „wymuszenie” na nim tej wojny.
Zderzenie wartości
Stanowcza reakcja Stanów Zjednoczonych nie może być rozpatrywana tylko w kategoriach geopolitycznych. Gdyby tak miało być, mogłaby pojawić się skłonność do jakiegoś kompromisu, zanim doszło do wojny. Biden podszedł do niej jak do kolejnego kroku w długim ciągu atakowania przez Rosję liberalnego porządku międzynarodowego, także na obszarze Zachodu, czego kulminacją była ingerencja Moskwy w wybory prezydenckie w USA w 2016 r. na rzecz Trumpa. Jednak w sprzeciwie wobec tej wojny i w potężnej pomocy dla Ukrainy chodzi również o wartości. To po pierwsze.
Ukraina jest państwem demokratycznym. Z demokracją daleką od doskonałości, ale gdzie odbywają się wolne wybory. Od czasu zainstalowania się Putina na Kremlu Ukraina ma już piątego prezydenta, podczas gdy w Rosji każdy, kogo Putin uzna za konkurenta, zostaje zastrzelony, musi emigrować albo trafia do kolonii karnej. Biden rozumie, że Rosja reprezentuje dziś nowe wydanie „empire of evil”, ale na jego czele nie stoi, jak kiedyś, kolektywny gensek, tylko rozpalony szowinistyczną nienawiścią „rzeźnik”.