Dlaczego tak długo pani milczała o tym, że w przeszłości była molestowana?
Sytuacja miała miejsce w klubie KS Energetyk Gryfino w sekcji tenisa. Naszym trenerem był Mirosław Skrzypczyński, obecny prezes Polskiego Związku Tenisowego. Byłam wtedy kilkunastoletnią dziewczynką. Na wiele lat wyparłam wszystkie wspomnienia. W 1993 r. wyjechałam do Stanów Zjednoczonych, w których chodziłam do szkoły średniej i grałam jeszcze w tenisa. Poszłam dalej, ponieważ te wspomnienia były dla mnie bardzo trudne. W tamtym okresie wstydziłam się tego, co mnie spotkało. Przez te wszystkie lata nie powiedziałam o tym nikomu. Nie rozmawialiśmy o tym w gronie kolegów i koleżanek, chociaż mam przeczucie, że większość z nas wiedziała i widziała, co się dzieje. Teraz dzwonią do mnie zawodnicy i zawodniczki, którzy muszą o tym powiedzieć rodzinie. Kiedy mówię, że całe środowisko tenisowe o tym wiedziało, to mam na myśli ogólnopolskie środowisko tenisowe, a nie tylko to gryfińskie. Myślę, że część rodziców widziała przekraczanie granic przez trenera i zdawała sobie sprawę, że nie jest to normalna sytuacja. Moja córka przez ponad dziesięć lat uprawiała zawodowo gimnastykę artystyczną i jest mistrzynią Polski w układach zbiorowych. Dlatego wiem, co oznaczają surowe treningi i wymagający trenerzy. To, co zaważyło na mojej decyzji, to artykuł Onetu o korcie im. Lecha Kaczyńskiego – w środowisku tenisowym zawrzało jak w ulu. Szłam przez życie, nie wiedząc, że to, co mnie spotkało, mogło się przydarzyć również innym zawodnikom i zawodniczkom. Myślałam, że „trener mnie sobie upatrzył” na ofiarę. Pan Mirosław Skrzypczyński wybierał sobie różne ofiary, np. chłopców najsłabszych fizycznie, którzy nie mieli silnej konstrukcji psychicznej, to przede wszystkim oni doświadczali przemocy fizycznej i psychicznej. Ja doświadczyłam przemocy seksualnej, ale wtedy nie miałam świadomości, że mogę to tak nazwać.
Czytaj więcej
Poszkodowani przez seksualnego napastnika w dzieciństwie dziś jako dorośli ludzie walczą o swoje. Prawo nie powinno im w tym przeszkadzać. Powiedzmy więcej: winno ich wspierać
Onet ujawnił informację, że prezes Skrzypczyński mógł molestować w przeszłości różne osoby. Skrzypczyński zwrócił uwagę na to, że każdy może rzucić oskarżenie bez podania nazwisk. Pani jest pierwszą osobą, która wystąpiła pod nazwiskiem. Czy ofiar jest dużo więcej?
Nie mogę wymagać od innych ofiar takiej odwagi. To również kwestia tego, w jakiej sytuacji rodzinnej ktoś się znajduje. Uważam się za silną kobietę i feministkę walczącą o prawa kobiet, ale powiedzenie o tej sytuacji rodzicom, 21-letniej córce i partnerowi, z którym jestem 26 lat, zajęło wiele tygodni. Z premedytacją zostawiłam rozmowę z rodzicami i córką na ostatni moment. Moja córka dowiedziała się na kilka godzin przed ujawnieniem tej informacji. Dla moich rodziców także jest to trudna sytuacja. Wielu rodziców zawodników dopiero dzisiaj się o tym dowiedziało. Po raz pierwszy byli zawodnicy mają okazję opowiedzieć o tym, co ich wtedy spotkało. Trenowanie tenisa w latach 90. wymagało dużych nakładów finansowych i nie wszystkich było na to stać. Nie chcieliśmy, żeby ktoś nam ten tenis odebrał. Prezes Skrzypczyński to wykorzystał i straszył nas, że odejdzie, że skończy się finansowanie i zostaniemy nikim. Tak bardzo nami manipulował, że musieliśmy go prosić, żeby nie odchodził. Bardzo chciałabym podziękować Ewie Cieślik, która niedawno opowiedziała – pod imieniem i nazwiskiem – o tym, co wydarzyło się kilka miesięcy temu. Już wiem, że ofiar, które doświadczyły przemocy seksualnej, jest więcej, i że są gotowe, by wystąpić pod swoim imieniem i nazwiskiem. Czasami rodzice mówią otwarcie, że nie będą dzisiaj o tym rozmawiać, tylko za np. pięć lat, gdy pan Skrzypczyński przestanie być prezesem, bo kariera ich dzieci jest od niego uzależniona. Rozumiem to, bo sama jestem byłą tenisistką – nie mogę tego od nich wymagać. Dzwonili do mnie zawodnicy, którzy nie mają jeszcze odwagi ujawnić się w mediach, ale jeśli doszłoby do sprawy sądowej, to są gotowi na złożenie swojego świadectwa.