Kiedy na murze domu zakonnego sióstr Serafitek na rzeszowskim Zalesiu pojawiły się plakaty Marcina Warchoła, kandydata Solidarnej Polski, był to znak, że nadchodzi czas wyboru następcy Tadeusza Ferenca.
Plakaty zniknęły w nocy. A w mieście po zmroku rozpoczęły się manewry zwolenników poszczególnych kandydatów, usuwających wizerunki konkurentów. W okolicach świąt Wielkiejnocy nikt nawet nie przypuszczał, że ta typowa samorządowa, leniwa kampania przerodzi się w wielkie ogólnopolskie widowisko, z ogromnym zainteresowaniem mediów, licznymi debatami w stacjach tv. A w majówkę będzie można spotkać spacerujących po mieście najważniejszych polityków rządu i opozycji.
Finisz kampanii przypadł na długi weekend związany z Bożym Ciałem. Do Rzeszowa znowu zaczęli ściągać czołowi politycy, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Prezes PiS przed rzeszowską filharmonią, zachwalając zalety swojej kandydatki Ewy Leniart, obecnej wojewody podkarpackiej, określił start jej kontrkandydata na prawicy Marcina Warchoła jako „partykularne przedsięwzięcie jednej niewielkiej partii".
W stolicy Podkarpacia, bastionie prawicy, prawicowi kandydaci przegrywają z politycznie nijakim, choć popieranym przez opozycję Konradem Fijołkiem. Radny, od dekad zaangażowany w sprawy miasta, całkiem dobrze radzi sobie z bardziej doświadczonymi kontrkandydatami podczas licznych debat. Samorządowiec swoją powściągliwością w odpowiedzi na ataki „mało rzeszowskich" konkurentów zyskuje tylko sympatię mieszkańców.
Tydzień przed wyborami sondaże dają Fijołkowi 46 proc. poparcia i zaledwie 4 pkt proc. dzielą go od rozstrzygnięcia wyborów na swoją korzyść już w I turze.