Od ubiegłego tygodnia Sejm obraduje zdalnie, co umożliwiły zmiany w regulaminie izby. Polega to na tym, że tylko część posłów siedzi na sali obrad. Pozostali rozproszeni są po innych salach albo pracują z domów. Posłowie, z którymi rozmawialiśmy, przekonują, że wiąże się z tym duże niebezpieczeństwo, bo nie ma pewności, czy głosu nie oddają osoby nieupoważnione.
Powodem ma być niedostateczna identyfikacja posłów. By zagłosować, muszą kliknąć w otrzymany link, który przekierowuje ich do systemu, używanego dotąd do składania interpelacji poselskich. Muszą się do niego zalogować, a do głosowania konieczne jest dodatkowo wpisanie otrzymanego esemesem hasła.
Poseł KO Cezary Tomczyk mówi, że nic nie stoi na przeszkodzie, by któryś z parlamentarzystów przekazał kody do głosowania współpracownikowi, członkowi rodziny albo innemu posłowi. – Nie ma żadnej możliwości sprawdzenia, że ja to ja – podkreśla. – A nie zapominajmy, że przewaga PiS w Sejmie jest niewielka, więc identyfikacja wydaje się być istotna – mówi i dodaje, że tożsamość posła powinna być badana za pomocą kamery.
Dobromir Sośnierz z Konfederacji zauważa, że logować się można nie tylko ze służbowych tabletów, bo przykładowo on głosował z telefonu. – I gdyby poseł zgubił swój telefon, jego szczęśliwy znalazca mógłby wziąć udział w głosowaniach. Mam wątpliwości, czy system zdalnego głosowania jest legalny, ale kiedy ktoś o tym głośno powie, od razu jest krytykowany za rzekomą małostkowość w obliczu pandemii – komentuje.