– Dowody będą obroną przede wszystkim przed szczepionkami. Nikt nie odważy się szczepić na koronawirusa ich posiadaczy. Jeśli zrobią to na siłę, oddam do Hagi sprawę o ludobójstwo – mówi „Rzeczpospolitej” Jan Zbigniew Potocki. Właśnie zbiera wnioski od chętnych, którzy chcieliby posiadać dowody suwerena II Rzeczypospolitej Polskiej.
Potocki próbował wystartować w ostatnich, zakończonych brakiem głosowania, wyborach prezydenckich. Zarejestrował swój komitet, jednak nie zebrał 100 tys. podpisów potrzebnych do startu. Już teraz uważa się jednak za legalną głowę państwa w myśl konstytucji kwietniowej.
Jak to możliwe? By to zrozumieć, trzeba przenieść się do lat 70. do Londynu. Tam po śmierci prezydenta na uchodźstwie Augusta Zaleskiego doszło do sporu, kto jest jego następcą. Większość środowiska za prezydenta uznała Stanisława Ostrowskiego. Jednak inny polityk, Juliusz Nowina-Sokolnicki, przedstawił fotokopie dokumentu, że to on został wyznaczony na prezydenta przez Zaleskiego.
Budziło to spore kontrowersje. Genealog i heraldyk Tomasz Lenczewski pisze na swojej stronie internetowej, że Juliusz Sokolnicki posługiwał się kilkoma różnymi dokumentami, na których widniał identyczny podpis Augusta Zaleskiego. „Dokument ten nigdy nie został poddany ekspertyzie grafologicznej, ale i sam zainteresowany nie bardzo o nią musiał się starać” – dodaje.
Przed śmiercią Nowina-Sokolnicki miał przekazać prezydenturę właśnie Janowi Zbigniewowi Potockiemu. Ten ostatni głosi w internecie zaskakujące tezy, np. o tym, że Żydzi chcą zasiedlić nasz kraj, bo będzie dla nich bezpiecznym schronieniem podczas spodziewanego przemagnesowania Ziemi. Twierdzi też, że jest hrabią, co kwestionuje Marek Potocki, głowa linii łańcuckiej Potockich. Nie przeszkadza to rzekomemu prezydentowi posiadać grupki zwolenników. Jego filmy ogląda w internecie regularnie kilkadziesiąt tysięcy osób.