Za faworyta wyborów uchodzi Ebrahim Raisi, bardzo konserwatywny polityk, duchowny, obecnie stojący na czele wymiaru sprawiedliwości Islamskiej Republiki. Ma krwawy epizod w młodzieńczej przeszłości, o którym później.
PODGRYZALI SIĘ NIEMIŁOSIERNIE
Raisi ma ledwie trzech rywali, a może nawet tylko dwóch, bo do ostatniej chwili trwał dziwaczny proces wycofywania kandydatur. Ci, co rezygnowali, zazwyczaj ogłaszali, że popierają Raisiego. Wcześniej wielu chętnych na objęcie stanowiska prezydenta odrzuciła zajmująca się oceną kandydatów Rada Strażników. W tym wszystkich, o których można by powiedzieć, że są reformatorami czy liberałami (jak na Iran).
Z tego rozbitego obozu reformatorów, identyfikowanego z Mohamedem Chatamim, który był prezydentem w latach 1997-2005, dochodziły sygnały, że jeżeli już, to poprzeć należy mniejsze zło. Byłego szefa banku centralnego Abdolnasera Hemmatiego.
Choć i on, jak słyszę od wybitnego znawcy Iranu, jest politycznie bardzo konserwatywny, tyle że reprezentuje koła gospodarcze, zwłaszcza te powiązane z Korpusem Strażników Rewolucji.
Jak wynika ze szczątkowych badań opinii publicznej, Hemmati jest jedynym rywalem Raisiego, który ma szansę zebrać więcej niż jeden czy kilka procent głosów. Ale w jego ostateczne zwycięstwo raczej nikt nie wierzy. Zaskoczeniem byłaby konieczność przeprowadzenia drugiej tury wyborów za trzy tygodnie.