Pseudonim Skandiamannen pochodzi od nazwy firmy ubezpieczeniowej Skandia, w której Stig Engström był zatrudniony jako grafik. Urodził się w Indiach, ponieważ pracowali tam jego rodzice, a do Szwecji przyjechał, gdy miał 12 lat. Przez trzy lata pracował w administracji wojskowej i w tym okresie ćwiczył strzelanie z pistoletu. Był aktywny w prawicowej Umiarkowanej Partii Koalicyjnej i przebywał w środowisku adwersarzy Olofa Palmego. Według reportażu w czasopiśmie „Filter" opublikowanego dwa lata temu, Engström miał niskie poczucie wartości i okazywał często potrzebę samopotwierdzenia. Miał kłopoty finansowe i nadużywał alkoholu. Dziennikarz Thomas Pettersson wskazywał Skandiamannena jako zabójcę Palmego.
Engström pojawił się w śledztwie zaraz po jego rozpoczęciu w 1986 r., ale rok później nazwisko usunięto z dochodzenia. Dopiero w 2017 r., gdy kierowanie śledztwem przejął Krister Petersson, uwagę skoncentrowano na Skandiamannenie.
Rewolweru, z którego zabito premiera Szwecji, jednak nie znaleziono. Z braku technicznych dowodów, które by wiązały broń z zabójcą lub miejscem zbrodni, czy DNA prokuratorzy skierowali uwagę na zachowanie się Engströma w wieczór morderstwa i później. Skonfrontowali też jego zeznania z wypowiedziami świadków – znacznie odbiegały od wersji podejrzanego mężczyzny. W wieczór zabójstwa Palmego Engström wyszedł z biura Skandii znajdującego się kilkadziesiąt metrów od miejsca zbrodni, na dwie minuty przed morderstwem. Z jego narracji wynikało, że prawie się potknął o premiera, który trafiony kulą zamachowca padł na chodnik. Skandiamannen mówił, że widział mordercę, ale policja nie traktowała jego zeznań na serio. Co gorsza, opis wyglądu zabójcy pasował do jego ubioru z tego wieczoru. Skandiamannen mówił, że go pomylono z mordercą i chciał to sprostować. Wiadomo też, że zobaczył premiera z żoną wchodzących do kina na seans dwie godziny wcześniej.
Prokurator nie ustalił, w jaki sposób potencjalny sprawca miałby zdobyć rewolwer, który zabił Palmego. Wiadomo tylko, że Skandiamannen utrzymywał kontakt z handlarzem broni. Czy miał pamiętnego wieczoru broń, pozostało w sferze spekulacji.
Na konferencji prokurator generalny nie omieszkał skrytykować swoich poprzedników, którzy zdecydowali o wykreśleniu Skandiamannena spośród podejrzanych już na wczesnym stadium śledztwa. – Aresztowałbym go, gdyby nie przedstawił satysfakcjonujących wyjaśnień co do swoich zmiennych zeznań – tłumaczył prokurator generalny. – Nie jestem taki głupi, bym twierdził, że materiał dowodowy jest dostateczny, by potwierdzić zbrodnię, co musi uczynić sąd – zastrzegł jednak. Ale zaraz wyjaśnił, że stworzyłoby to możliwość dalszych prac nad przypadkiem Skandiamannena i zapewniło szansę zgromadzenia dowodów przeciwko niemu: także zabezpieczenia narzędzia zbrodni, przeprowadzenia rewizji w jego biurze i w domu, Pozwoliłoby na techniczne zbadanie jego garderoby i na bardziej skrupulatne prześledzenie okoliczności, które by przemawiały za tym, czy działał on w spisku czy samotnie. Obecnie prokuratorowi nie udało się ustalić, czy działał on w zmowie z innymi.
Według Larsa Borgnäsa, dziennikarza i autora książki „Ostatnie kroki Palmego" dochodzenie stanowi nadinterpretację wydarzeń i opiera się na bardzo słabej podstawie. – W dochodzeniu wybrano tylko fakty świadczące na niekorzyść podejrzanego. Nie udowodniono jednak, że jest winny – mówi „Rzeczpospolitej". Oskarża się człowieka, który umarł i nie może się bronić. Cierpią na tym jego była żona i krewni. Gdyby sprawa trafiła do sądu, adwokat byłby w stanie wykazać jego niewinność – ocenia.