– Rzecznik praw obywatelskich jest w awangardzie starego establishmentu. Jest politycznie skażony. Jest lewicowcem – powiedział w 2017 roku premier Mateusz Morawiecki. To jedna z wielu wypowiedzi polityków PiS o Adamie Bodnarze pokazująca, jaki stosunek ma do niego partia rządząca. Uważa go za jednego ze swoich wrogów, ale jednocześnie nie pali się do szybkiego wyboru jego następcy. Tak wynika z ogłoszonego przed tygodniem terminarza posiedzeń Sejmu na drugie półrocze.
Zgodnie z harmonogramem po zakończeniu posiedzenia, rozpoczętego w tym tygodniu, Sejm po raz kolejny zbierze się dopiero 16 i 17 września. Stanie się to już po upływie pięcioletniej kadencji Bodnara, która wygasa 9 września.
Gdyby PiS chciało, by do tego dnia nowy RPO był wybrany przez Sejm, zaplanowałoby posiedzenie na drugą połowę sierpnia. Do 30 dni przed zakończeniem kadencji Bodnara, czyli do 10 sierpnia, można bowiem zgłaszać kandydatów na nowego rzecznika. Prawo ma do tego marszałek Sejmu lub grupa 35 posłów.
Rzecznik PO Jan Grabiec mówi „Rzeczpospolitej", że nie można wykluczyć zarządzonego nagle posiedzenia Sejmu. – PiS przyzwyczaiło nas już do posiedzeń zwoływanych ad hoc – mówi.
Jednak nieuwzględnienie w terminarzu posiedzeń wyboru nowego rzecznika to tylko początek kłopotów, jakie z obsadą tego organu będzie miało PiS.