Z oczywistych względów – kampanii samorządowej po rekordowo długiej kadencji – w 2024 r. samorządowcy byli w centrum uwagi opinii publicznej. Kwietniowe wybory zakończyły się szeregiem zmian i niespodzianek w ważnych miastach. Teraz w środowisku samorządowym trwają dyskusje i analizy, jak może wyglądać kolejna kadencja, która zakończy się w 2029 roku.
Dla samych samorządowców bardzo istotna jest zmiana systemu finansowania, czyli reforma ministra Domańskiego. Ale pojawiają się też pytania o polityczny aspekt nowej kadencji. – Z naszych obserwacji wynika, że ta kadencja samorządowa może się różnić od poprzednich, dlatego że tych referendów odwoławczych może być zdecydowanie więcej niż wtedy. Musimy pamiętać, że ostatnie skuteczne referendum odbyło się w Rybniku wiele lat temu. Ta instytucja była trochę nieużywana przez mieszkańców. Ostatnie wybory samorządowe – a szczególnie niska frekwencja – naszym zdaniem powodują, że możemy się spodziewać w tej kadencji wielu referendów i wiele z nich może się okazać skutecznych – mówił w poniedziałkowym programie #RZECZoPOLITYCE Łukasz Pawłowski, szef pracowni OGB.
Niska frekwencja przeciwko prezydentom
Zgodnie z prawem, by referendum było ważne, musi pójść do urn co najmniej 3/5 wyborców biorących udział w wyborach wójta, burmistrza lub prezydenta. – Weźmy przykład Gliwic – żeby w poprzedniej kadencji referendum było ważne, trzeba było mieć 42 tys. głosów. Tyle osób musiało wziąć udział w takim referendum. Teraz jest to 30 tys., czyli mamy o 12 tys. mniejszy próg do tego, żeby to referendum było ważne – zauważa Pawłowski. I dodaje, że w ten sposób – co jest kluczowe – prezydenci w tej kadencji nie będą mogli budować strategii bojkotu referendum.
Czytaj więcej
Za sprawą deklaracji PSL znowu powrócił temat potencjalnego zniesienia jednego z pomysłów PiS dotyczących samorządu, czyli dwukadencyjności wprowadzonej w 2018 r. Jakie są na to szanse?
We wspominanych wcześniej Gliwicach do przekroczenia progu ważności referendum potrzebna jest mobilizacja tylko wyborców PiS i Konfederacji. – Ze względu na zmianę finansowania samorządów za cztery–pięć lat, czyli pod koniec kadencji, włodarze miast będą w lepszej sytuacji, bo od przyszłego roku będą dostawać więcej pieniędzy np. na inwestycje. To może zachęcić do organizowania referendów szybciej niż później – dodaje Pawłowski. Miasta z „potencjałem referendalnym” to te przede wszystkim, w których doszło do II tury wyborów (gdy frekwencja jest zwykle niższa niż w I) i gdzie jest silne środowisko w kontrze do urzędującej władzy. Teoretycznie więc np. w Krakowie mogłoby dojść do próby organizacji takiego referendum. Podobnie jest np. w Gliwicach, Zabrzu czy Tarnowie.