W rozmowie z Onetem socjolog oceniał potencjalne kandydatury, jakie Prawo i Sprawiedliwość może wystawić na wybory prezydenckie w 2025 roku. —Bardzo wiele zależeć będzie od tego, jaka będzie sytuacja w PiS, jaka jedność partii i jej tożsamość. Do tej pory było tak, że każdy kandydat musiał zostać zaakceptowany przez tzw. zakon PC, czyli najstarszych i najwierniejszych druhów prezesa Kaczyńskiego. Każdy samodzielny kandydat musiał liczyć się z tym, że ten aktyw może na niego kichać i prychać, torpedując jego szanse. Dziś to już wygląda inaczej — komentował.
Zdaniem prof. Flisa „zakon PC stracił w dużej mierze moc sprawczą”, podobnie jak prezes Kaczyński. — Skończyły się czasy, że jego słowo było prawem, bo młode pokolenie niebezpiecznie naciera. 30-40-latkowie, dotąd traktowani w partii jako nieopierzeni młodzieńcy, okazują się zdobywać lepsze wyniki niż starzy wyjadacze. Gdyby pięć lat temu ktoś powiedział, że Szydło jest atutem porównywalnym do Dominika Tarczyńskiego, to by go zabito śmiechem. A dziś? Tarczyński zdobywa porównywalny wynik — argumentował.
Kto kandydatem PiS w wyborach prezydenckich 2025?
Według profesora szansy w wyborach nie miałby były premier Mateusz Morawiecki, który „ma potężny deficyt wdzięku osobistego”. — Kiedyś mawiano, że jego zdolności krasomówcze można porównać z syntezatorem mowy. Dziś te syntezatory są już znacznie bardziej zaawansowane. Do tego on do końca szedł tropem, który prowadził partię do klęski, powtarzał za prezesem. Próbowano zrobić z bankstera fightera i wyszło jak wyszło. I, co najważniejsze, Morawiecki jest twarzą porażki rządu PiS. To tak, jakby KO wystawiła w wyborach prezydenckich Ewę Kopacz — mówił Jarosław Flis.
Czytaj więcej
Przymiarki prezydenckie w Prawie i Sprawiedliwości ruszyły na dobre. — Podobnie jak w 2014 i 2015 roku PiS będzie opierało swoje decyzje na badaniach. W zasadzie zdecyduje o tym sam Jarosław Kaczyński — mówi Michał Kolanko w nowym odcinku podcastu „Polityczne Michałki”.
W jego ocenie prezydencki minister Marcin Mastalerek „miałby szanse na nominację, gdyby PiS przegrał z kretesem wybory samorządowe i europejskie”. — A tak się nie stało — zauważył. Z kolei były minister rozwoju Waldemar Buda i Tobiasz Bocheński, kandydat PiS na prezydenta Warszawy w zeszłorocznych wyborach, to „nowe pokolenie w PiS”. — Chętnych jest dużo, a wszystko od stanu ducha prezesa i od tego, czy partia pozwoli prezesowi samodzielnie zdecydować. Wcale nie wykluczam tego, że w tym wyścigu po nominację ci potencjalni kandydaci mogą się nawzajem pozagryzać, zwłaszcza przy niejakim rozprężeniu w PiS, które tam panuje, co pokazują przykłady sejmików na Podlasiu i w Małopolsce — tłumaczył socjolog.