Parlament gruziński ostatnio przegłosował ustawę „o przejrzystości wpływów zagranicznych” nazywaną też „rosyjską ustawą”, uderzającą m.in. we wspierane z zagranicy NGO. Dlaczego wywołała tak duże kontrowersje w Gruzji, protesty i starcia z policją?
Treść tej ustawy jest ważna, ale nie najważniejsza. Największym problemem było to, w jaki sposób ta ustawa została przedstawiona społeczeństwu, oraz fakt, że podobne ustawy nie są zgodne z tymi europejskimi standardami, do których chcemy się zbliżyć. Gruzja znajduje się o krok od rozpoczęcia rozmów w sprawie akcesji do UE. I w Unii Europejskiej wprost mówią, że ta ustawa zablokuje ten proces. To wywołało oburzenie narodu gruzińskiego, bo nie chce zatrzymania naszej integracji z Europą.
Czytaj więcej
Wygląda na to, że ktoś celowo próbuje wywołać niepokoje społeczne w dotychczas spokojnym i gościnnym kraju. Trudno w inny sposób zrozumieć działanie rządzącej partii.
Rząd w Tbilisi tłumaczy, że chodzi wyłącznie o przejrzystość zagranicznego finansowania.
Tak to tłumaczy rząd. W rzeczywistości treść i cele tej ustawy są zbieżne z tym, co wcześniej zrobiła Rosja (od lat obowiązuje tam ustawa o „zagranicznych agentach” – red.). Niegdyś podobna ustawa pojawiła się na Węgrzech. Ale Trybunał Sprawiedliwości UE zablokował tę ustawę i stwierdził, że jest niezgodna z prawem unijnym. Gruzini też takiej ustawy nie chcą. Widzę jednak tu głębszy problem. Nie da się nie zauważyć, że nasz kraj zmienia kierunek polityki zagranicznej. Warto zwrócić uwagę na przemówienie lidera rządzącej ekipy Bidziny Iwaniszwilego. Padły tam deklaracje znacznie ważniejsze od przyjętej przez nich ustawy. Przyszłość całej integracji euroatlantyckiej Gruzji, którą zaczynaliśmy wiele lat temu, została postawiona pod dużym znakiem zapytania. Doszło do tego, że rządzący w Tbilisi oskarżają Zachód o próbę wywołania wojny w Gruzji.