Potoczna nazwa bierze się stąd, że nowy układ ma zastąpić wcześniejszą umowę, zawartą w 2000 roku na 20 lat w Kotonu, największym mieście afrykańskiego Beninu. Nowy układ obejmuje ponad 20 proc. światowej populacji, a prace nad nim rozpoczęły się w 2016 roku. 20 lipca na podpisanie i tymczasowe stosowanie umowy zgodziła się Rada Unii Europejskiej. Nowe ramy prawne mają obowiązywać przez następne 20 lat.
Stało się to przy wątpliwościach Polski. Dotarliśmy do oświadczenia, jakie nasz kraj złożył do protokołu posiedzenia Rady ds. Zagranicznych UE, chcąc zaakcentować, że tekst umowy nie spełnia w pełni naszych oczekiwań.
Złe gender i aborcja
W pierwszym z fragmentów Polska torpeduje używanie w nowej umowie terminu „gender” zamiast „płeć”. Zdaniem naszego kraju jest to niezgodne z terminologią stosowaną m.in. w Traktacie o Unii Europejskiej i Karcie praw podstawowych, dlatego podkreślił, że „Polska rozumie zawarte w tej umowie, a nieobecne w traktatach sformułowanie »gender« jako »płeć«”.
W drugim fragmencie nasz kraj zaznaczył, że „aborcja nie jest prawem człowieka, jest natomiast formą odebrania prawa do życia”. Dodał, że „Polska rozumie przez pojęcie praw reprodukcyjnych i innych od nich pochodnych, mających znaczenie synonimiczne albo zbliżone do nich, wyłącznie działania mogące zmierzać do bezpośredniego wsparcia i ratowania zdrowia oraz życia ludzkiego, dlatego sprzeciwia się wywodzeniu na jego podstawie aborcji i stosowania antykoncepcji jako form wspierania zdrowia, planowania rodziny czy gwarantowania praw człowieka”.
To nie pierwszy raz, gdy od czasu objęcia władzy przez PiS Polska toczy ideologiczny bój o treść aktu międzynarodowego. Na przykład w kwietniu, wbrew wspólnemu stanowisku UE, sprzeciwiła się nieuwzględnieniu definicji tradycyjnie rozumianej płci w tekście nowego traktatu ONZ o zbrodniach przeciw ludzkości.